Choć
pochodzę z gór, których nawyższym szczytem jest Śnieżka nigdy nie byłam fanką
spacerowania na szczyty. Zawsze wolałam spacerować po płaskim, albo najlepiej w
wodzie. Przez tę książkę, moje postrzeganie wspinaczki górskiej się nieco
zmieniło. Na lepsze.
Są
książki, które kuszą okładką, albo przynajmniej rzucają się w oczy. Pewnego
dnia Amazon podpowiedział mi, abym wzieła „Lion Eyes” Casey Peeler. Pokusiłam
się i kupiłam. Teraz zaś przeczytałam. Jak wyszlo?
Są takie książki, które potrafią nas wciągnąć na jeden
dzień. Jeżeli jest to trylogia to pod koniec trzeciego tomu robi się smutno, bo
wiadomo, że to już koniec. Jednak w serii o Stephanie Plum, autorstwa Janet
Evanovich smutek, akurat nie grozi.
Kerstin
Gier zabrała nas już dwa razy w świat snów, przedstawiła nam je jako przygody,
które można przeżyć na korytarzach pełnych drzwi, ale też dodała do tego nutkę
zawirowań w psychice. Czy trzecia część, będąca finałem całej trylogii
rozwiązuje WSZYSTKIE zagadki?
Grubaśne tomy sprawiają, że się je długo czyta. Szczególnie
kiedy czasu ciągle brakuje. „Dwór Mgieł i Furii” Sarah J. Maas, jest właśnie
taką pozycją i mimo, że wciąga... to czytanie go jednak trwa.
Są
takie książki, które sprawiają, że zapominasz o całym świecie. Fragmentami dech
zapierają Ci w piersi i musisz sobie przypomnieć, że czytanie to nie tlen, że
musisz wziąć kolejny oddech. Najlepiej głęboki. Nie wiadomo kiedy będziesz mógł
wziąć kolejny.
Ludzki
umysł jest tajemnicą. Tajemnicą nadal nieodgadnioną przez ludzi. Jednak minie
jeszcze wiele lat zanim naprawdę zrozumiemy czym dysponujemy w naszych głowach.