Na
wszystko przychodzi czas i koniec... koniec Stephanie Plum.
Konkretnie 18 tomu, chyba nie myśleliście że całej serii?
Zakładajac plan czytania na świeta i przyjazd do domu,
stwierdziłam że poza „Aced. Uwikłani” dodam dwie ostatnie Śliwki, aby zostawić
je z całą kolekcją. Mieliście okazję przeczytać recenzję tomu 17, a teraz
serwuję Wam część kolejną.
Wakacje na Hawajach okazały się w końcowej fazie turnusu wielką klapą. Stephanie
wraca więc szybciej do Trenton, a na jej palcu widnieje jaśniejszy ślad
obrączki. Wszyscy podejrzewają, że wyszła za mąż, prawda zaś maluje się w
innych barwach.
Nie ma jednak odpoczynku, gdyż od razu zabiera się do pracy i wraz z Lulą udaje
się na poszukiwania nowych przestępców. Jednak za sprawą tajemniczego zdjęcia,
które znalazła w swojej torebce zaczyna być na językach agentów FBI. I nie
tylko.
Poza łapaniem kolejnych NS-ów, nasza łowczyni ma na ogonie federalnych, którzy
nie chcą odpuścić. A zdjęcie... wcale nie jest zdjęciem.
Cały czas zadziwia mnie fenomen tej serii. Kurczę, to już 18 tom, a autorka
dalej zaskakuje pomysłami i nowymi przygodami Stephanie Plum. No i ciągle toczy
się walka (choć nie zażarta) w jej umyśle pomiędzy Komandosem, a Morellim.
Niektórych może to nudzić i mam tego świadomość, bo czasami mnie też już to
denerwuje, ale ostatecznie zawsze wychodzi na plus. Charaktery postaci się nie
zmieniają, a jak już to zostają podrasowane tak, że podobają się jeszcze
bardziej niż ostatnio.
No i babcia Mazurowa. Najlepsza książkowa babcia jaka
istnieje. Nie dziwię się autorce, że kiedy się zestarzeje chce być taka jak
ona.
„Prawdziwa
miłość była zawsze, ale za moich czasów wmawiałaś sobie, albo że ją znalazłaś,
albo że nie jest ci w życiu potrzebna.”
Pisałam recenzję wstecz, że nie usłyszycie złego słowa o Stephanie ode mnie.
Teraz też tak będzie.
Teraz też tak będzie.
Kolejne zwariowane przygody, kolejne rozterki miłosne (nie tylko Śliwki) i
kolejna porcja śmiechu, która jest tutaj
gwarantowana sprawi, że będziecie czekać na następny tom ze zniecierpliwieniem.
Ja już właśnie czekam.
PS, Grafik okładki chyba nie czytał żadnej części Stephanie Plum. Z jej
upodobaniem do pączków i Gdaczącego Kubełka, raczej nie wygląda jak ta
bokserka.
Laure