Co za dużo, to nie zdrowo.
Wszyscy lubimy czytać autorów, którzy nas do siebie i swoich książek przyzwyczaili. Lubimy też odkrywać nowych, ale dość często i tak wracamy na stare śmieci. Czasami jednak, autorzy nie wiedzą, kiedy przestać i rozpędzają się ze swoimi seriami na trzy i więcej tomów, przez co pod koniec, wszystko zaczyna się robić nudne, męczące i Czytelnik zaczyna się zastanawiać, czy to aby nie skok na kasę.
L.A. Casey zaszalała.
Po dość nieudanej nowelce o Alannah, w której zastanawiałam się ile musiała siedzieć w kolejce do lekarza, żeby na kolanie naskrobać takie badziewie i puścić to, jako książkę, zaserwowała nam szóstą część Braci Slater.
To nie koniec! (kto wydał jęk rozpaczy w tym momencie? Przyznawać się), bowiem autorka zapowiedziała jeszcze sławną „Męską Biblię”, którą znamy z pierwszej części o Dominicu Slaterze.
„Brothers” zostało podzielone na pięć części. Każda z nich zaś, jest podzielona na siedem – osiem rozdziałów. Opowiadają one o życiu Slaterów, od najmłodszego po najstarszego, w kolejności w jakiej wychodziły poprzednie tomy (Dominic, Alec, Kane, Ryder, Damien), jako ojców.
Tak. Dobrze czytacie.
Slaterowie są pełnowymiarowymi ojcami, z czego Dominic z Damienem mają po trzydzieści osiem lat.
Wyliczcie sobie sami ile ma Ryder.
Wymyśliłam sobie, że podobnie napiszę dla Was tę recenzję. Częściami. O każdym bracie oddzielnie. Co lepsze, będę je pisać od razu po skończeniu danego epizodu.
Nie wiem, jak to wyjdzie.
Jak do dupy, to będziecie mogli składać zażalenia do L.A. Casey, bo to ona wpadła na pomysł podzielenia tej książki na taki sposób.
Ja, to tylko od niej ściągnęłam.
Postaram się, napisać tę opinię bez spojlerów, aczkolwiek sądzę, że Ci, którzy tu wejdą, czytali wszystkie polskie części „ Braci Slater” i wiedzą, czego mogą się spodziewać po tym tomie.
Zbesztajcie mnie, jak nie mam racji.
W tej opinii pojawią się też oceny poszczególnych części.
Slaterów jest pięciu, zatem skala ocen wynosi od jednego do pięciu.
DOMINIC
Historia Dominica i Bronagh ciągnęła się przez wszystkie tomy jak „smród po gaciach”(nie piszę tego po złości, bo lubię tę serię. Tak dla jasności.). Z racji, że była pierwszym tomem całej serii, bliźniak brunet został umieszczony jako pierwszy w „Brothers”.
I jako jedyny spośród piątki braci ma córkę, która jest najstarszym dzieckiem Dominica i Bronagh, a przy okazji jest w wieku dojrzewania. Zatem domyślcie się, jak Geogria musi się zachowywać i jak Dominic będzie na to reagować.
Poza dorosłym życiem Dominica, mamy cofnięcie się do jego przeszłości. To właśnie ten wątek w historii Dominica mnie zainteresował najbardziej. Szczególnie, że pokazana została jego historia z pracą, jaką wykonywał dla Marco. Autorka postanowiła pokazać nam pierwsze spotkanie Bronagh przez Domnica i generalnie, czytając pierwszą część nie wiedziałam, za bardzo o co tu chodzi.
Z jednej strony myślałam, że to będzie taki duży epilog każdego z braci, z drugiej zaś kiedy zaczęłam czytać pierwsze dwa rozdziały, przez które ledwo co przebrnęłam, moje myśli powędrowały do stwierdzenia „skończ się już”. Byłam psychicznie zmęczona rolą Dominica, jako ojca. Chociaż potem L.A. Casey zmieniła zamiary i powiedzmy, że część ciemnego bliźniaka ujdzie w tłoku.
Ocena 2/5
ALEC
Pamiętam nawet teraz, jak wiele z Was narzekało na tę okładkę ze stringami. Muszę jednak przyznać, że gdyby ominąć tę pierwszą stronę to historia Aleca, podobnie jak i Kane'a jest jedną z lepszych w całej serii.
Druga część jest napisana bardzo podobnie jak pierwsza, czyli mamy tutaj Alec w teraźniejszości, kiedy razem z Kellą muszą uporać się ze swoimi dziećmi, a następnie jest przeskok do przeszłości Aleca.
Do tego, jak pierwszy raz uprawiał seks i co powiedział na to jego ojciec.
Tutaj jednak, rozdział trzeci jest najlepszy w całej części. I najciekawszy. Bowiem możemy w nim przeczytać brutalną prawdę o Alecu, tę, którą opowiedział w swojej książce Kelli. Nie zdradzę Wam , o co mi chodzi, ale sądzę, że się domyślicie, gdyż Alec jest postacią specyficzną i od samego początku nie miał łatwo. Co więcej, tylko on jeden myślał o tym czynie.
Autorka napisała ostrzeżenie przed tym rozdziałem, jeżeli ktoś jest wrażliwy na takie tematy i zaproponowała przeskoczenie rozdziału na kolejny. Ciekawy zabieg, który mnie zaskoczył. Tym bardziej, że nawet po przeskoczeniu tego rozdziału nic się nie straci, bo historia toczy się dalej. Polecam jednak przeczytać ten rozdział, bo naprawdę warto.
Resztę zaś możecie pominąć. Jest taka sama, jak u Dominica. Ponownie możemy przeczytać pierwsze spotkanie Kelli przez Aleca, od jego perspektywy.
Umęczyłam się okrutnie czytając tę część, bo dostałam powtórkę z rozrywki. Poza tym jednym, wyjątkowym rozdziałem cała część Aleca to nuda.
Ocena 2,5/5
KANE part 1
Lubię część Kane'a, ale nie w „Brothers”, a tę, pełnowymiarową pozycję. Opowiada o naprawdę zniszczonym mężczyźnie, który przeżył znacznie więcej, niż jego bracia.
Dlatego też, moje oczekiwania, na jego historię w ostatnim tomie Braci Slater były naprawdę duże.
A wyszło... może zacznijmy od początku.
Ponownie, mamy dwa rozdziały z życiem teraźniejszym „taty Kane'a” oraz pięć rozdziałów z jego przeszłością i pracą dla Marco. Najstarszy syn Kane'a – Jax wiedzie prym w tej części i to on jest tutaj prawie głównym bohaterem.
CHWILA OFFTOPU
Czytając trzecią część tej książki, dostrzegłam schemat, na który oparła się autorka. Schemat, który nie do końca mi się podoba.
Napiszę go Wam, w wielkim skrócie;
- 1 rozdział teraźniejszości (może być seks)
- 5 rozdziałów przeszłości (w którymś jest poznanie swojej żony)
- 1 rozdział teraźniejszości (w którym znowu pada pytanie „O czym tak intensywnie myślisz” od partnerki)
O. Tak to się przedstawia. Co więcej, każdą historię łączy chłopak Georgii, który jest wrogiem Slaterów i każdy z braci nasadza się i zaczyna planować, jak wykonać swoją działkę, aby Georgia nie była ze swoim chłopakiem.
A jakby tego było mało, w każdym z tych rozdziałów pojawia się i Ryder i Damien. Niby nie powinnam narzekać, bo to jednak Ryder, no ale jednak... nawet mi zaczęło to przeszkadzać.
KANE part 2
Historia pracy dla Marco była ciekawa w tym wątku, ale znowu poczułam się jakbym dostała powtórkę z rozrywki. Szczególnie, że mamy tu nawet „Aideen” (tę nowelkę) widzianą oczami Kane'a.
Czy naprawdę muszę dodawać coś więcej?
Ocena 3/5
RYDER
Doszliśmy do mojego książkowego męża i najlepszego Slatera.
Bałam się tej części. Szczególnie, że każda poprzednia była pod psem.
Pierwotna historia Rydera wielu nudziła, bo była „wyciszaczem”. Mi osobiście się podobała, chociaż samego najstarszego Slatera, też do końca nie dało się w niej poznać. Dlatego też rozpoczynając część o Ryderze, miałam obawy i nadzieję. Chciałam, żeby L.A. Casey rozwinęła go bardziej i jednocześnie chciałam, żeby nie zniszczyła tego co zbudowała.
Pomijając wcześniej napisany przeze mnie schemat, który tutaj także jest, część o Ryderze uważam za najlepszą (nawet nie muszę czytać Damiena).
Zaczynając od początku, nie piszę tego, dlatego że lubię Rydera. Jego przeszłość jest jedną wielką tajemnicą i dopiero tutaj dostałam to, czego brakło mi w jego samodzielnej części.
Czyli tego, jakim starszym bratem był.
W rozdziałach poświęconych jego przeszłości, mamy okazję zobaczyć, sześcioletniego Rydera, który uspokaja swoich braci i zmienia im pieluchy oraz oczywiście poznać tajniki jego pracy dla Marco (ale to już klasyka). Głównie jednak, cała akcja skupia się nie tyle na przemycie, co właśnie na opiece nad młodszym rodzeństwem, za które Ryder poczuwa się odpowiedzialny, bardziej niż rodzice. Póki co, to właśnie z historii Rydera jestem najbardziej zadowolona, ale to też nie jest na tyle dobra część, aby wypisywać o niej „ochy i achy”. Jest... przyjemna i ciekawa. Nie nudzi, jak poprzednie. Tyle.
Ocena 4/5
DAMIEN
I wreszcie dotarliśmy do ostatniego Slatera!
Czy ktoś tu jeszcze jest i czyta moje narzekania dalej?
Jeżeli jeszcze tu jesteś – wielkie brawa za wytrwałość!
Biały brat bliźniak Dominica, jako ostatni pojawił się w samodzielnej pozycji, której w naszym kraju jeszcze nie ma, dlatego dla chętnych opinię o tej pozycji zamieszczam TU, zaś o Alannah, czyli ostatniej nowelce – TU.
Historia Damiena w „Brothers” okazała się być (nie zgadniecie) identyczna, jak u poprzednich braci, zatem za dużo nie będę o niej pisać.
Autorka zniesmaczyła mnie jednym tekstem, który odznaczę Wam na biało, abyście nie czytali spojlera.
DLA CHĘTNYCH (zaznaczcie to białe pole)- Najstarszy syn Damiena, Kailen, w wieku dwunastu lat, stwierdza że jest biseksualny, tak jak jego wujek Alec. Znacie 12 latka, który odróżnia homo, bi i hetero? I który stwierdza, że jest bi? Co więcej, całuje się ze swoim kolegą, też 12 latkiem? Bo ja nie znam.
Cały epizod Damiena jest zwyczajnie nudny. Ot, tak po prostu.
Nie mam nic więcej do dodania.
Ocena 2/5
TO JUŻ PRAWIE KONIEC
Przeszliśmy przez wszystkich braci i wiem, że macie mnie już dosyć, ale w końcu nadszedł czas na konkretne podsumowanie całej tej książki.
Postaram się zrobić to szybko, bo pewnie zdążyliście wypić już całą kawę.
„Brothers” L.A. Casey można określić jednym słowem – POWTÓRKA.
Konkretnie z rozrywki.
Ta książka, dla mnie to jedno wielkie nieporozumienie, które nie powinno w ogóle powstać.
Powtarzalność schematu w każdym epizodzie, bezczelne wobec rodziców dzieciaki, sytuacje, które dziecięcy mózg normalnie nie ogarnia, a tutaj tak, a do tego bezsensowna perspektywa Slaterów, w wydarzeniach, które już czytaliśmy.
Casey straciła swoją lekkość, która pokazała w „Dominicu”, przez co „Brothers” jest pisane, niczym na siłę. W dodatku do tego wszystkiego dodała infantylność dialogów i wydarzeń, co zniszczyło tę książkę jeszcze bardziej.
Mało tego! Zrobiła z zajebistych bohaterów, jakimi byli Slaterowie, słodkich pierników, którzy nie przypominają tych, z pierwszych tomów.
Szczerze, to tylko epizod Rydera warto przeczytać i trzeci rozdział u Aleca, bo cała reszta jest wybitnie bez sensu. Już myślałam, żeby napisać Wam, abyście omijali rozdziały z teraźniejszością, a czytali przeszłość, ale końcem końców one też są słabe.
Nie będę tutaj słodzić.
Jak lubię Slaterów, tak „Brothers” to jedno wielkie gówno, a nie książka.
Co więcej, już szykują się dramy między Slaterami, a Collinsami, przez co czuję, że „Collins Brothers Series”, będzie niewypałem.
Nie wspominając już o „Slater Legacy”, czyli o dzieciach Slaterów, gdzie Georgia, jako jedyna córka będzie pępkiem świata, a pilnować jej będzie 24 mężczyzn, z czego ojciec i 4 nadopiekuńczych wujków.
Jeżeli Casey tak sobie wymyśliła te kolejne dwie serie, to będę się musiała długo zastanawiać, czy aby na pewno chce marnować swój czas na te jej wypociny (chociaż pewnie przeczytam, bo Jax – syn Kane'a jest moim ulubieńcem, podobnie jak bliźniaki Rydera).
Kończąc, „Brothersów” szczerze nie polecam. Nie marnujcie waszego czasu na powtórki, tego co już mieliście okazje przeczytać. Całe masy innych, lepszych książek czekają na przeczytanie.