Kerstin
Gier zabrała nas już dwa razy w świat snów, przedstawiła nam je jako przygody,
które można przeżyć na korytarzach pełnych drzwi, ale też dodała do tego nutkę
zawirowań w psychice. Czy trzecia część, będąca finałem całej trylogii
rozwiązuje WSZYSTKIE zagadki?
Pierwsza rzecz, juz na wstępie będę wysławiać okładkę! Wszystkie trzy tomy „Silver” są pięknie oprawione, z wytłoczonymi elementami i dbałością o szczegóły. Duża czcionka sprawia, że oczy się nie męczą, a piękne początki rozdziałów sprawiają, że tom wygląda jak pamiętnik.
Chociaż to dopiero początek.
Po raz
trzeci i ostatni spotykamy się z Liv Silver, która w snach potrafi przeżywać
przygody, jakich w rzeczywistości by nie mogła. Do głównej bohaterki jak zawsze
dołączają nieozdowni przyjaciele, w tym chłopak i brat. Teraz nasi „obrońcy
korytarzy w snach” muszą uwinąć się z ciężkim zadaniem, jakim jest
powstrzymanie arcygroźnego demona, ale nie tylko. Poza demonem pozostaje sprawa
Anabel i Arthura.
Sny zaczynają się urealniać w prawdziwym życiu, przez co robi się niebezpiecznie.
Historia jednak została rozwinięta nie tylko w umysłach podczas
odpoczynku naszych postaci, ale też w rzeczywistości. A tutaj dzieje się
naprawdę dużo. Są zmiany, są rozwiązania zagadek i są kłamstwa, które mają
krótkie nogi.
Wydaje mi się, że trzecia część wymaga znajomości dwóch poprzednich, gdyż
zwyczajnie pogubimy się kto jest kim i dlaczego Lottie jest tak ważna dla
naszych sióstr. Książka podchodzi pod lekki kryminał (lekki!), przeplatany
ugryzieniami i czarnymi piórami sypiącymi się z nieba.
Poza
postaciami, z którymi spotkaliśmy się podczas lektury dwóch poprzednich tomów, tutaj
mamy sposobność poznać bliżej Mię, czyli młodszą siostrę Liv, która okazuje się
być tak naprawdę niezłym ziółkiem i przebiegłą dziewczynką. Cieszy mnie to, że
autorka nie skupiła się tylko na Liv, ale rozwinęła wątek jej rodziny.
Zdecydowanie Mia Silver jest najsympatyczniejszą postacią w całej trylogii. Liv
dalej pozostała dziecinna jak przez pierwsze dwa tomy co dalej mnie irytowało
podczas czytania, ale Henry zmężniał za co daje mu plusa.
Czy
warto czytać całą trylogię „Silver”? Warto.
Jeżeli chcesz odpocząć od romansów,
zrelaksować się i poznać całkiem inne przygody dziejące się w głowach bohaterów
podczas snu to jest to pozycja dla Ciebie. Nie można się tutaj nudzić, a
niektóre sytuacje sprawiają, że na twarzy pojawia się uśmiech i wszyscy patrzą
na ciebie jak na dziwaka (uroki czytania w autobusach). Książka jest na tyle
wygodna i lekka, że zmieści się do torebki, a ona sama nie będzie ważyć jak
worek cegieł.
Laure