Grubaśne tomy sprawiają, że się je długo czyta. Szczególnie
kiedy czasu ciągle brakuje. „Dwór Mgieł i Furii” Sarah J. Maas, jest właśnie
taką pozycją i mimo, że wciąga... to czytanie go jednak trwa.
Zachwycona pierwszą częścią przygód Feyry, sięgnełam po drugi tom niemalże od
razu po skończeniu pierwszego. Dni mijały, ja czytałam. Trwało to tak długo,
nie dlatego, że książka nie wciąga, tylko dlatego, że ciągle musiałam coś
robić.
Teraz jednak już nie muszę i mogę wrócić do czytania.
„Dwór Mgieł i Furii” opowiada o szykowaniu się do ślubu ksiecia Dworu Wiosny,
czyli Tamlina oraz naszej bohaterki. Wydaje jej się, że jest szczęśliwa, że
dobrze czuje się w zamku, jednak po głowie chodzą jej czasami ponure myśli. W
dodatku Rhysand nie upomina się o nią zgodnie z umową przez trzy miesiące, a
dziewczyna wydaje się tesknić do mrocznego księcia Dworu Nocy.
W dzień ślubu wraz z prośbą o pomoc, o ratunek przed małżeństwem, którego nie
jest pewna pojawia się właśnie Rhys i zabiera Feyrę do siebie.
Dziewczyna jednak decyduje się wrócić do ukochanego po tygodniu, a wydarzenia
późniejsze sprawiają, że rozstaje się z Tamlinem na długi czas.
Udaje się do Dworu Nocy i zaczyna poznawać świat Rhysanda, a także jego
historię.
Dowiaduje się też od niego, że potężny wróg czeka tylko na ich nieuwagę, aby
zaatakować i zniszczyć Mur.
„Dwór Mgieł i Furii” to książka, która poziomem nie odbiega od poprzedniczki,
czyli „Dworu Cierni i Roż”. Historia opowiedziana w niej jest szersza, dająca
większe pole manewru i większą radość z czytania. Autorka skupiła się głównie
na Rhysie, który w pierwszej części był tajemniczą postacią. Na jego
przeżyciach, historii, dzieciństwie i znajomości z Tamlinem. Odpowiedziała też
na nurtujące mnie po pierwszym tomie pytania, a także zaskoczyła kilka razy
zwrotem akcji. Opowieść jest wciągająca i momentami przyspieszająca tętno.
Sarah J. Maas zdecydowanie trzyma swój styl pisania i poziom, co sprawia, że
przyjemnie się to czyta.
Nie uważam, żeby ten tom był zdecydowanie lepszy od pierwszego, raczej są sobie
równe, ale rozumiem zachwyt nad drugą częścią, gdyż fanki Rhysanda mają tutaj
swojego ulubieńca podanego jak na tacy.
Troszkę razi mnie to, że autorka postanowiła wybielić całkowicie Rhysa z jego
czynów, zaś z Tamlina zrobić niemalże samego diabła. Nie wiem dlaczego miała
taki zamysł, ale uważam że nie był on do końca przemyślamy. Z pierwszego tomu
zdecydowanie wolałam Rhysa, ktory był wrednym, wyrachowanym osobnikiem, niż
teraz jak jest słodki i potulny jak aniołek. Jak dla mnie – stracił na uroku.
Pewnie zostanę za to zjedzona przez fanki, no ale trudno.
Jeżeli czytaliście „Dwór Cierni i Róż” i porwał Was w swój
świat, a także oczarował swoim urokiem, to sięgając po „Dwór Mgieł i Furii” nie
będziecie zawiedzeni. Zdania są podzielone, jedni uważają, że jest zdecydowanie
lepszy, drudzy, że jest gorszy, a jeszcze inni twierdzą, że to dalej ten sam
poziom. Proponuje przekonać się na własnej skórze i samemu sięgnąć po tę
pozycję, aby dowiedzieć się jakie zdanie będziecie mieli na ten temat.
Osobiście czekam już na jesień i trzeci tom, bo zakończenie przyprawiło mnie o
palpitację serca.
„Za gwiazdy, które słuchają. I marzenia, które się
spełniają.”
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Foksal
Laure