Ale to było dobre.
Melanie Moreland debiutowała na polskim rynku „Bentleyem”, który rozpoczyna cykl „Prywatne Imperium”. Wydawnictwo Editio Red proponuje nam kolejną książkę tej autorki, która rozpoczyna nową dylogię „The Contract”. Muszę przyznać, że długo zbierałam się do tej książki, a teraz żałuję, że tyle czasu zmarnowałam. „Przeklęty kontrakt” okazał się wyśmienitą lekturą.
Richard VanRyan to arogancki dupek. Mężczyzna nie szanuje nikogo, do celu idzie po trupach i generalnie, choć jest dobry w swojej pracy, to nikt nie pała do niego wielką przyjaźnią. Jego sekretarka Katherine została mu przydzielona, kiedy poprzednik Richarda odszedł z pracy. Firma obiecała jej podwyżkę, gdyż VanRyan jest wybitnie ciężkim przypadkiem. Katy zgodziła się na nowego szefa, ponieważ potrzebowała pieniędzy, aby opłacić pokój w domu spokojnej starości dla swojej mamy. Cierpliwie znosiła wszystkie nieprzyjemne teksty, które sprzedawał w jej stronę Richard, tłumacząc sobie, że mama jest najważniejsza.
Kiedy jednak współpracownik Richarda dostał awans, który należał się samemu VanRyanowi, ten wpadł we wściekłość, która sprawiła, że mężczyzna postanowił zmienić pracę.
Problem w tym, że aby dostać się do nowej pracy, Richard musi zerwać ze swoim wizerunkiem dupka i chama. A także pokazać, że potrafi być kochającym partnerem, który zawsze stanie w obronie damy swojego serca.
Wpada na pomysł, który może go kosztować więcej, niż pieniądze.
Czy Katherine podpisze przeklęty kontrakt, który zaproponuje jej Richard?
Jakie to było dobre!
W „Przeklęty kontrakt” weszłam od pierwszego rozdziału, w którym już śmiałam się w głos. Im dalej w książkę tym bardziej chichrałam się do lektury. Melanie Moreland ma talent do niewymuszonego humoru, który śmieszy, a nie nudzi. Nie sądziłam, że ta książka będzie tak dobra, chociaż „Bentley” i „Aiden” bardzo mi się podobali. Niemniej jednak „Przeklęty kontrakt” jest aktualnie moją ulubioną pozycją od tej autorki.
Przepychanki między Richardem i Kate to coś pięknego. W końcu mamy bohaterkę, która potrafi odpyskować, nawet jeżeli adresatem pyskówki jest jej własny szef. Przy okazji mamy też bohatera dupka, który rzeczywiście jest aroganckim chamem. Wprawdzie Richard troszkę zmiękł z czasem, który spędzał z Katherine, ale Melanie Moreland napisała to bardzo sensownie. Nie mamy tu nagłej zmiany zachowania między bohaterami. Wszystko idzie im opornie i naprawdę obydwoje muszą się starać, aby ich układ wypalił nie tylko w ich planach, które sobie wymyślili, ale też w oczach tych, którzy mają go łyknąć i kupić.
„Przeklęty kontrakt” nie uniknął zapychających scen, jednak są one na tyle dobre, że czytało mi się je bardzo dobrze. Nie czułam nudy podczas lektury i w zasadzie to mogę śmiało napisać, że płynęłam przez historię Richarda i Katherine.
Podobało mi się ich podejście do całej sprawy, a jeszcze lepsze było drugie dno, powiązane z dzieciństwem bohaterów. Skrajnie różni od siebie, a jednak zgodzili się spróbować połączyć swoje losy ze sobą. Zarówno Kate, jak i Richard końcem końców okazali się bardzo sympatyczni i polubiłam ich, a nawet troszkę zżyłam się z nimi. W jednym momencie też zrobiło mi się bardzo smutno, ale dowiecie się o nim, jeżeli sami sięgnięcie po „Przeklęty kontrakt”.
Nowa książka Melanie Moreland jest najlepszą lekturą, jaką czytałam od tej autorki. „Przeklęty kontrakt” wciągnął mnie w swój świat i sprawił, że żyłam z bohaterami przez całą historię. Fabuła nie nudzi, bohaterowie są sympatyczni, a humor niewymuszony. Jeżeli jeszcze nie czytaliście tej książki to koniecznie musicie to nadrobić. Naprawdę warto!
Za książkę do opinii dziękuję wydawnictwu Editio Red.