Przetrwaj.
Okładka „What beauty there is” posiada bardzo wiele szczegółów, które dostrzega się pomału. Nad samą fabułą usłyszałam wystarczająco dużo rewelacji, aby w końcu przekonać się samej, czy warto. Muszę przyznać, że „What beauty there is” nie siadło mi tak, jak myślałam, że siądzie.
Jackowi Dahlowi nie zostało w życiu już nic. Najważniejszą osobą jest dla niego młodszy brat, dla którego Jack jest w stanie zrobić dosłownie wszystko. Kiedy mama chłopców popełnia samobójstwo, a oszczędności zaczynają kurczyć się w zastraszającym tempie, Jack staje przed wyborem; albo straci brata; albo odnajdzie pieniądze z andlu narkotykami, za które jego ojciec trafił do więzienia. Dahl wybiera to drugie i stara się przeżyć każdy dzień.
Ava Bardem żyje w odosobnieniu. Przez całe jej życie, ojciec rządzący twardą ręką próbował mówić jej, że otoczenie kogoś uczuciami zawsze prowadzi do katastrofy. Wzbudził w dziewczynie brak zaufania do innych. Teraz Victor Bardem ma na oku ten sam łup, co Jack. Kiedy wpada na trop chłopaka, Ava staje przed wyborem: albo być wierną ojcu i milczeć, albo pomóc braciom przeżyć.
„What beauty there is” to książka, która jest naprawdę pełną emocji i piękną historią. Podejrzewam, że ma też wielu fanów, którzy zamierzają do niej wielokrotnie wracać. Niestety historia napisana przez Cory Anderson nie trafiła do mnie, aż tak. Była do poprawnie napisana pozycja, która opowiada o sile przetrwania za wszelką cenę, ale nie poczułam tych emocji, o których wszyscy dookoła opowiadali. A może jestem za stara na takie książki?
Zachowanie Jacka wobec młodszego brata jest totalnie bez sensu. Dlaczego chłopak woli ciągać brata po motelach i szemranych ulicach, zamiast zwrócić się o pomoc? Niby ma to wyjaśnienie, bo nie chcą się rozstać, a cała fabuła skłania się do przetrwania braci, ale patrząc na to logicznie, nie ma to żadnego sensu. No i jest jeszcze nieudolny szeryf, który nie potrafi odnaleźć 17latka i jego brata. Serio? Wymiar sprawiedliwości jest aż tak beznadziejny? Oni nawet się specjalnie nie kryją.
Zbyt dużo tu dla mnie wątków i momentów, które nie kleją się do siebie. „What beauty there is” to pozycja, którą warto czytać bez zastanawiania się nad tym, co czynią bohaterowie i dlaczego. Kiedy tylko zaczniecie nad tym myśleć, to książka szybko okaże się niespójna.
A może to ja oczekiwałam od tej pozycji czegoś innego? Hm...
Okładka, choć oryginalna nie pasuje do tej historii. Owszem, poroże jelenia przewija się w fabule, ale całość okładki daje złudzenie, że będzie to ksiażka fantasy. A tutaj fantasty to w sumie nie ma. Jest za to brutalna rzeczywistość nastolatków, którym przyszło zbyt szybko dorosnąć.
„What beauty there is” to książka, która mnie zawiodła. Przeczytałam tę historię, ale bez większych rewelacji. Nie poczułam też zupełnie nic. Jack Dahl nie sprawił, że zaczęłam mu kibicować, a Ava była mi całą książkę obojętna. Ich opowieść czytało mi się szybko, ale nic poza tym. Myślę, że jest to jedna z tych lektur, którą trzeba przeczytać samemu, aby poczuć emocje, jakie autor chce nam przekazać. Jeżeli będziecie mieli okazję sięgnąć po „What beauty there is” dajcie mi znać, co czuliście podczas lektury.