Zapraszam na lodowisko.
Do książek Rivy Scott pierwszy raz podeszłam w tamtym roku. I okazał się on strzałem w dziesiątkę. Kiedy „Ice Queen” wpadło na mój czytnik stwierdziłam, że nie ma co czekać, tylko trzeba od razu przeczytać tę pozycję i jak pomyślałam, tak uczyniłam. „Ice Queen” to kolejna książka, która W KOŃCU wyłamuje się z klasycznego baseballa czy futbolu, jakich w romansach sportowych mamy najwięcej. Zapraszam Was zatem na lodowisko. Wprawdzie sama łyżew na nogach nigdy w życiu nie miałam, ale może ktoś z Was ogarnie temat bardziej i powiezie nas razem z Taylerem i Hailey przez tę podróż.
Hailey Queen to prawdziwa królowa lodu. Dziewczyna od dziecka kocha łyżwiarstwo i całe swoje życie podporządkowała treningom właśnie tego sportu, aby pewnego dnia osiągnąć mistrzostwo w zawodach łyżwiarskich. Jednak to nie jedyny powód, dla którego dziewczyna jest królową lodu. W przeszłości Hailey została głęboko zraniona przez bliskie osoby i to właśnie lodowisko było jej oazą, w której znajdowała ukojenie. Queen wraz ze swoim partnerem szykują się do zawodów, biorąc udział w morderczych treningach każdego dnia. Kiedy jej partner ulega okropnej kontuzji, która z miejsca dyskwalifikuje go z udziału w konkurencji łyżwiarskiej, Hailey osuwa się w otchłań rozpaczy. Łyżwy są dla niej prawie wszystkim. Bez nich nie jest sobą.
Podobnie jak Tayler Jackson, który w łyżwach znalazł sposób na sport. Chłopak, będący bożyszczem większości (jeżeli nie wszystkich dziewczyn) w szkole, gra w drużynie hokejowej, której trenerem jest ojciec Hailey. Kiedyś, Tyler trenował łyżwiarstwo figurowe i był w tym naprawdę dobry, a jej ówczesną partnerką była właśnie Hailey. Hokej wygrał zawody i Jackson postanowił rzucić łyżwiarstwo dla uderzania w krążek na lodzie. Kiedy dowiaduje się, że Queen została bez partnera, chce za wszelką cenę pomóc jej w marzeniu o zwycięstwie na zawodach. Postanawia zaproponować swoją kandydaturę, jednak przez wzgląd na przeszłość Hailey nie chce słyszeć o współpracy z Tylerem.
Czy chłopak przebije się przez lodową ścianę, jaką otoczyła się Hailey?
Czy jej serce w końcu roztopi się, a dziewczyna wybaczy mu występki z przeszłości, które dalej sprawiają ból?
„Ice Queen” to historia pełna ciepła, które czasami dosięga mróz. Już po pierwszym rozdziale wsiąknęłam w tę opowieść i końcem końców przeczytałam ją za jednym posiedzeniem. Od „Ice Queen” nie można się oderwać, a Riva Scott dawkuje nam emocje i wydarzenia, które w każdej chwili mogą nas zaskoczyć.
Muszę pochwalić autorkę za research. Wszystkie figury, zwroty z dziedziny łyżwiarstwa figurowego są opisane w słowniczku, który znajduje się na początku książki, a używane w tekście mają sens. Autorka opisuje występy i treningi naszych bohaterów, i kiedy u Tylera po prostu jest hokej, w Hailey są plastyczne i niebywale dynamiczne opisy wszystkiego, co dziewczyna robi zarówno na lodzie, jak i nad śliską taflą. I to właśnie te opisy czyta się z zapartym tchem, a jeżeli choć raz widzieliście w telewizji łyżwiarstwo figurowe, to wasza wyobraźnia będzie pracować na pełnych obrotach podczas tej lektury.
Miód malinka i orzeszki. Przysięgam.
Nie obyło się bez dramy, która wprawdzie jest mocno przewidywalna, ale i tak przyjemnie się ją czyta. Nie zdradzę Wam o co poszło i dlaczego nasi bohaterowie nie mogli się tak łatwo ze sobą zejść ( a w ogóle to schodzą się na końcu? ), ale podobało mi się to, co Riva Scott wymyśliła. Nie jest to oczywisty chwyt, który zapewne będziecie podejrzewać, a jego rozwiązanie na pewno większość z Was zaskoczy.
„Ice Queen” to książka, jakich chciałabym więcej na polskich półkach. Hokej jest sportem niedocenionym, a jest w nim bardzo duże pole do popisu, jeżeli umieści się go w książce. Hailey i Tyler to postaci sympatyczne, ale tak naprawdę moje serduszko skradła mama Tylera, która jest kobietą „wsparcie o każdej porze”. Skradła show, chociaż nie jeździ na łyżwach.
„Ice Queen” polecam Wam z całego serduszka. Dajcie się rozkochać łyżwiarstwu, ale jak zdecydujecie się naprawdę ubrać płozy na nogi to pamiętajcie o trenerze. Ja pozostanę przy jeździe na nartach. Więcej zimowych atrakcji mi nie trzeba, no chyba że mówimy o tych książkowych to poproszę, jak najwięcej!