[Manga, też książka] „Plunderer”| Suu Minazuki (11-14)


Zabijcie mnie.

Jestem w za dużym szoku, aby napisać tu coś więcej.

FABUŁA

Tokikaze i Rihito. Niegdyś bracia, teraz wrogowie. Spotykają się po latach i stają naprzeciw siebie, aby podjąć ostateczną walkę, która wyłoni lepszego. Tokikaze napędzany chęcią zemsty przez zdradę brata, nie zamierza patrzeć na więzi rodzinne. Pragnie uratować dzieci z Otchłani, aby te mogły żyć tak, jak ich rówieśnicy z Alcji. Szykuje się pojedynek stulecia, ale to nie on jest najważniejszym wydarzeniem, ponieważ ostatni z Czerwonych Baronów właśnie postanowił pokazać kły. Inwazja armii dowodzonej przez Tokikaze, właśnie się rozpoczyna, a armia Alcji pogrąża się w chaosie. Rihito zgadza się objąć dowództwo nad specjalną grupą zadaniową, w której każdy członek jest jego dotychczasowym wrogiem. Ale zarówno Rihito, jak i Tokikaze to jedynie płotki w stosunku do Czerwonego Barona, którego zdrady są znacznie bardziej złożone. Bohaterowie postanawiają połączyć siły, aby zakończyć otaczającą ich rozpacz i smutek.
Wrogowie zostają sojusznikami, a Hina odkrywa prawdę o swoich rodzicach.

OPRAWA GRAFICZNA

Kolejne cztery tomiki kontynuujące cykl są wydane tak, jak poprzednicy. Obwoluty zarówno ponure i krwawe, jak i wesołe i kolorowe sprawiają, że różnorodność to prawidłowe słowo, które przychodzi nam do głowy. W każdym tomiku mamy jedną lub dwie kolorowe strony. „Plunderer” to kolejna manga, której kreska jest przyjemna w odbiorze, a rysunki przekazują więcej, niż tekst. Fakt, czasami w dymkach było trochę za dużo słów, przez co w moim mózgu pojawiały się brzydkie słowa, bo nie cierpię, kiedy zaczynają mnie boleć oczy podczas lektury naprawdę zajebistej historii, ale dla „Plunderera” (Rihito) jestem w stanie się poświęcić.

OPINIA OGÓLNA

Wychodzę!
Nie wytrzymam tych cliffhangerów w „Plundererze”!
Suu Minazuki nie ma serca i kończy tomiki w TAKI sposób, że co rusz dostaje zawału.
A chwila..., zawsze mogę wystawić rachunek za terapię u specjalisty.
Po raz kolejny Suu Minazuki sprawił, że chciałam rzucać tomikami o ścianę, albo lepiej, przez okno. Swoją droga, mangaka i jego pomysł na fabułę, bardzo przypomina mi książkowego Jaya Kristoffa, który też nie bawi się w gierki. Zarówno ze swoimi bohaterami, jak i z Czytelnikami (to tak na marginesie). Akcja zaczyna przyspieszać, wiele rzeczy wyjaśnia się, ale pojawiają się też nowe pytania, które sprawiają, że mózg podczas lektury pomału przepala styki. Po przerwie, jaką miałam od dziesiątego tomu, gdy otworzyłam jedenastkę doznałam szoku i zaczęłam się zastanawiać: „Co ja czytam? Dlaczego? Ale przecież...”. Poważnie. Dam Wam dobrą radę, jeżeli chcecie czytać „Plunderera” to polecam mieć wszystkie wydane w Polsce tomiki koło siebie. Bo naprawdę będziecie odkładać jeden i sięgać po drugi, a dłuższa przerwa w lekturze sprawi, że trochę to potrwa, zanim styki się połączą i wszystko stanie się jasne. Nie wiem, czy pisałam to w poprzednich opiniach, ale jeżeli nie, to śmiało mogę napisać teraz, że kiedy tylko wyjdzie w Polsce cała seria „Plunderera”, biorę ją na tapet jeszcze raz i czytam od deski do deski.
Ta manga na to zasługuje. Te postaci na to zasłużyły. Ta historia na to zapracowała.

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com