CHCE WIĘCEJ!
Zapewne pisałam Wam wiele razy, że ciężko utrzymać mnie przed ekranem dłużej, niż chwilę. Zupełnie przypadkiem trafiłam na Netflixie na koreańską dramę o tytule „Crash Landing on You”, która zaciekawiła mnie swoim plakatem. Pamiętam, jak pomyślałam „w sumie z żołnierzem i między dwoma Koreami... może być ciekawe”. I tym oto sposobem wpadłam w sidła historii, która przez szesnaście półtoragodzinnych odcinków wycisnęła ze mnie całą gamę emocji, nawet takich, które mnie samą zaskoczyły.
Yoon Se-ri jest młodą, pochodzącą z bogatej i wpływowej rodziny bizneswoman, która odziedziczyć ma po ojcu grupę Queens. Jednak, przez rywalizację ze starszymi braćmi oraz macochę, która nie darzy jej przyjemnymi uczuciami, Se-ri postanowiła założyć własną firmę z kosmetykami i ubraniami- Wybór Se-ri, która w późniejszym czasie zająć się ma także innymi dziedzinami w sprzedaży. Ojciec Se-ri, który dopiero co wyszedł z więzienia, nie może prowadzić dalej firmy, dlatego naciska, aby to Yoon dostała po nim funkcję prezesa, co nie podoba się braciom dziewczyny. W dzień, w którym Se-ri ma zostać ogłoszona nowym prezesem grupy Queens, dziewczyna zajęta promocją własnej firmy i nowej marki odzieży sportowej postanawia osobiście lecieć na paralotni, do filmu reklamowego. Pech chce, że wpada w tornado, które porywa ją hen daleko od domu. Se-ri budzi się na drzewie w lesie... i spotyka żołnierza, który wykonuje patrol graniczny. Kapitan Ri Jeong-Hyeok z początku uważa przybysza z nieba za szpiega, ale Se-ri szybko opowiada mu historię, która jej się zdarzyła. A kiedy Jeong-Hyeok oznajmia jej gdzie jest Yoon Se-ri załamuje się i chce wrócić do domu. Przez tornado kobieta została porwana do strefy demilitaryzacyjnej Korei Północnej i to właśnie w niej zawisła na drzewie.
Oficjalnie jest wrogiem Korei.
Nieoficjalnie... staje się mieszkanką domu Kapitana Ri, który postanawia jej pomóc.
Z jednej strony mamy czyhającego na pomyłkę Ri, Cho Cheola. Z drugiej braci Se-ri, którym jej zaginięcie jest bardziej, niż na rękę.
Z trzeciej zaś... mamy zakazane uczucie, które rodzi się między Koreanką z Południa, a Koreańczykiem z Północy.
CZEMU NIKT WCZEŚNIEJ MI TEGO NIE POKAZAŁ?! HALO, ŚWIAT! GDZIE BYŁEŚ!?
„Crash Landing on You” to serial, który sprawił, że mój nos siedział w ekranie i kończąc jeden odcinek, włączałam drugi, a potem chodziłam niewyspana.
Nie sądziłam, że koreańska drama może mnie tak wciągnąć, że nawet książki będą leżeć odłogiem!
Stwierdzam, że przerzucam się na tego rodzaju historie, bo najwyraźniej znalazłam w końcu coś, co sprawia, że jestem w 100% w fabule i chce wszystko przeżyć ponownie, zaraz po zakończeniu (serio, oglądałam zakończenie 3 razy).
Gdzie ja miałam głowę, zanim zaczęłam oglądać tę dramę, kiedy od lat jestem zakochana w koreańskich kosmetykach i japońskiej kulturze i jedzeniu? No, gdzie ja miałam głowę?!
Ta historia ma tak wiele wątków, że nie jestem w stanie nawet wszystkich ich tutaj połapać i napisać Wam o nich. Co odcinek to byłam coraz bardziej zdziwiona, bo sensacje i kolejne sprawy wyskakiwały, jak koniki polne na łące. Swoją drogą i tak nie zdradziłabym Wam tutaj wszystkiego, bo musicie to odkryć sami. Niemniej zderzenie dwóch Korei to zabieg, który wyszedł scenarzystom i reżyserowi tej dramy fenomenalnie.
Obsada idealnie pasuje do swoich ról. Hyun Bin, jako Kapitan Ri był świetny, ale kiedy ubrał garnitur... o rany, ciśnienie podskoczyło mi bardzo wysoko i nie chciało spać, nawet ciut ciut. No dobra, nawet kiedy ten aktor był w dresie to było na co popatrzeć. Son Ye-jin, czyli Yoon Se-ri to aktorka, która idealnie wpasowała się w rolę i od pierwszego odcinka bardzo mi się podobała. Warto wspomnieć o bohaterach drugoplanowych, którzy także świetną robotę wykonują w tej historii. Seo Ji-hye, która jest serialową Seo Dan oraz Kim Jung-Hyun będący Gu Seung-Jun, mają tutaj oddzielny wątek, który chwyta za serce równie mocno, jak ten głównych bohaterów.
A skoro o chwytaniu za serce mowa, „Crash Landing on You” obudził we mnie całą masę emocji. Byłam pełna nienawiści do niektórych postaci, wielu życzyłam rychłej śmierci, kilku współczułam istnienia, ale! ALE cierpiałam na brak pocałunków u głównych bohaterów prawie cały czas! Żebyście Wy widzieli, jaka chemia jest między Kapitanem Ri, a Yoon Se-ri! Żaden, dobra... nie żaden, filmy na podstawie książek Nicolasa Sparksa posiadają ten sam poziom emocji i chemii między bohaterami, co właśnie ta drama! Aż prosiłam (tak, rozmawiałam z ekranem), żeby w końcu się pocałowali. Oglądanie „Crash Landing on You” było, niczym oglądanie meczu. Z tym, że na jednym krzyczysz „no strzelaj gola!”, a na drugim „no pocałuj ją w końcu!”. Ot, co.
Jestem zakochana. Szczerze pisząc, nie miałam zamiaru dzielić się z Wami opinią o tej dramie, bo sądziłam, że będzie to kolejny niewypał. Niemniej jednak stało się odwrotnie, a ja stwierdziłam, że muszę o niej napisać, bo „Crash Landing on You” osiągnęło sukces na mnie i zatrzymało przy ekranie na kilkanaście bardzo dobrych godzin. A najlepsze jest w tym wszystkim to, że kończąc pierwszą koreańską dramę w moim życiu, planuje zaraz odpalić kolejną i ponownie zatopić się w nowej historii. Mam nadzieję, że będzie tak dobra, jak „Crash Landing on You”.
Kończąc... jeżeli macie problem z serialami i filmami, nic nie jest w stanie zatrzymać Was na dłużej przed ekranem, bez robienia czegoś obok to spróbujcie z koreańskimi dramami. Być może zadziałają one na Was tak samo, jak na mnie i zostaniecie zaskoczeni tym, że wszystko inne pójdzie wek, bo ekranowa opowieść będzie najważniejsza.
Zdjęcia pochodzą z serwisu IMDb.