Debiut. Tak, to naprawdę debiut.
Od dłuższego czasu czytam książki Kurta Vonneguta, które wydawnictwo Zysk i s-ka wydaje w pięknym, stylowym i mocno klasycznym redruku. Oczywiście starym, dobrym zwyczajem, kiedy sięgałam po „Pianolę” nie czytałam opisu samej książki. Chciałam zostać zaskoczona. I zostałam. Aczkolwiek nie samym wnętrzem książki, a tym, że jest to debiutancka powieść Kurta Vonneguta. Serio? Takie tomiszcze na debiut? W dodatku napisane w sposób bardzo charakterystyczny dla autora, gdzie wyśmiewa społeczeństwo, które tym razem za bardzo ufa elektronice. Nie da się ukryć, że Vonnegut wszedł na rynek z ostrym tąpnięciem, łamiąc wiele grzecznościowych zasad.
„Pianola” to pozycja bardzo mocna, jak na debiut, ale w dorobku autora moim zdaniem jest jednak słabsza od osławionej „Kociej Kołyski” czy „Śniadania Mistrzów”.
Ameryka po „drugiej rewolucji przemysłowej”. Wszechobecne i coraz bardziej inteligentniejsze maszyny zaczynają zastępować ludzkie ręce w każdej możliwej dziedzinie, nawet jeżeli sprawy dotyczą rządzenia całym państwem. Decydowanie o jednostce i przyszłości społeczeństwa także zostało zrzucone na barki metalowych, pełnych elektroniki wynalazków. Paul Proteus wywodzi się z kasty doktorów – grupy ludzi, których maszyny nie zdążyły jeszcze wyprzeć. Przed mężczyzną klaruje się zadowalająca przyszłość, jednak ten postanawia rzucić pracę i dołączyć do buntu tych, którzy walczą, aby wszystko wróciło do normalności. Aby ludzie pracowali, a maszyny jedynie im pomagały. Czy ludzkość na pewno walczy o coś słusznego? Czy brak codziennego wstawania do pracy może być gorszy, niż wieczne wolne? Przyszłość jawi się w nieciekawych barwach, a Vonnegut nie tylko trafia w punkt, ale też wyprzedza czasy i pokazuje nam, co może się stać.
„Pianola” to antyutopijna pozycja w otoczce science fiction, która kiedy obierze się ją troszkę ze skóry jest też satyrą krytykującą społeczeństwo zakochane w maszynach. Jak to u Kurta Vonneguta bywa, także w debiutanckiej powieści mamy wielki misz masz, który przekazuje jedną konkretną myśl. Myśl ważną nie tylko w latach 50 XX wieku w Ameryce, ale też i teraz.
Myśl, o której pisał i mówił nawet Stephen Hawking.
Nie możemy całkowicie zaufać maszynom.
Rozglądnijcie się z miejsca w którym siedzicie. Ile elektroniki Was otacza? Ile razy macie w rękach telefon, albo laptopa. I żeby nie było, że się wybielam, bo wcale tak nie jest. Ostatnio zainwestowałam w odkurzacz, który zdalnie z telefonu sam jeździ po domu i odkurza, a mnie wyręcza z roboty. Maszyny z roku na rok coraz bardziej wchodzą w nasze życie. Nie ma w tym nic złego. W końcu wiele nam ułatwiają. Nie musimy prać w rzece czy robić ciasto własnoręcznie, a nawet (skoro wspomniałam) odkurzać. Oszczędzamy nasz czas i energię, które możemy wykorzystać w inny sposób.
Wyobraźcie sobie jednak, że oddajemy maszynom, które potrafią same podejmować decyzje na podstawie własnych analiz, władzę. Jak myślicie? Co by wymyśliły? Ile osób straciłoby pracę, kiedy zaczęłyby nas segregować chociażby zdrowotnie, czy nadajemy się do danego zawodu czy nie?
Kurt Vonnegut w swojej książce pisał o Ameryce, ale podczas czytania „Pianoli” ciągle miałam w głowie to, co dzieje się z maszynami dzisiaj. Wiele samochodów robione jest w fabrykach zupełnie przez maszyny. A zastanawialiście się ile ludzi przez maszyny straciło pracę? Nikt o tym głośno nie mówi.
W „Pianoli” Vonnegut pokazuje nie tylko przewodnictwo maszyn nad ludźmi. Pokazuje też bunt ludzi. Ludzi bezrobotnych, pozbawionych pracy przez maszyny. Ludzi, dla których życie stało się nijakie, całkowicie bez sensu. Wychodzi na to, że choć nienawidzimy chodzić do roboty, bez niej jesteśmy puści i nie mamy po co wstawać z łóżka.
„Pianola” to książka ponadczasowa. Bardzo mocny debiut Vonneguta, który napisany jest bardzo podobnie, jak kolejne książki autora. Historię w niej przedstawioną można interpretować na wiele sposobów i myślę, że każdy z nas będzie miał zupełnie inne odczucia, co do tej pozycji. Dla mnie jest to książka bardzo w punkt. Lektura, która być może niektórych obudzi, a niektórym przetłumaczy, że oddawanie wszystkiego w ręce maszyn wcale nie jest najlepszą metodą. Jestem pełna podziwu dla Vonneguta za taką debiutancką powieść i teraz już doskonale rozumiem, dlaczego autor bardzo szybko skradł serca czytelników.