A może wybierzemy się w rejs?
Wydawnictwo Zysk serwuje nam co jakiś czas kolejną książkę kultowego Kurta Vonneguta, który był moim odkryciem poprzedniego roku.
„Galapagos” jest najnowszą propozycją tego autora i już na starcie muszę napisać, że polskie okładki są zajebiste. Głębokie ukłony dla grafika, który tworzy te okładkowe cuda, które poza czytaniem, aż chce się podziwiać.
W 1986 roku świat został ogarnięty chaosem. Wybuch światowego kryzysu ekonomicznego, wirus bezpłodności rozprzestrzeniły się na cały świat, poza tajemniczymi wyspami archipelagu Galapagos. Kilku śmiałków, bądź po prostu szaleńców bierze udział w „Przyrodniczej Wyprawie Stulecia”. Statek „Bahia de Darwin” z nimi na pokładzie ma zawitać właśnie na te wyspy, które szczęśliwie zostały pominięte w nieszczęściach. Te parę osób, które kupiło bilety na „Wyprawę Stulecia” ma być przyszłością rodzaju ludzkiego, który przez milion lat wyewoluuje na wyspie, a wyglądem będzie przypominać foki.
„Galapagos” to jedna z ostatnich książek Kurta Vonneguta. Historia tej pozycji jest bardzo zbliżona do innych książek autora, aczkolwiek czytelnikom, którzy dopiero chcą zacząć swoją przygodę z tymże autorem, poleciłabym „Kocią Kołyskę” czy „Śniadanie Mistrzów”. „Galapagos” to pozycja, którą można zarówno kochać, jak i nienawidzić. Dopiero wprawione w Vonneguta oko dostrzeże sens tej historii, czarny humor i żarty, których autor używa.
W pozycji opowiadającej o ostatniej nadziei ludzkości Vonnegut wziął na tapet ludzki mózg. Krytykuje go, uważa że mózg i jego myśli są głównym powodem złych decyzji i nieszczęść, które spotykają świat. Użycie kilku bohaterów powoduje, że trzeba się podczas czytania tej pozycji skupić, aby złapać jej sens. Razem z postaciami kluczymy w fabule, co chwilę dowiadujemy się o nich czegoś nowego, co ma przełożenie w późniejszych etapach książki. „Galapagos” jest książka wolną. Nie pędzimy z fabułą podczas jej lektury, ale też nie gonimy ze skończeniem książki, aby dowiedzieć się jej zakończenia, jak to ma miejsce w „Kociej Kołysce”, którą już wspominałam.
Zatem jeżeli znacie pióro Vonneguta, historia przedstawiona w „Galapagos” nie powinna być dla Was problemem. Jeżeli jednak chcecie zacząć przygodę z tym kultowym autorem, to zdecydowanie polecam Wam „Śniadanie Mistrzów” na start. W każdym razie przy Vonnegutcie nie można się nudzić, autor zawsze wie, jak trafić w sedno sprawy i pokazać ludzkie i nieludzkie idiotyzmy, które niestety zazwyczaj są prawdziwe.
Za książkę dziękuję