„Małe Licho i lato z diabłem” - Marta Kisiel


Alleluja, co za lato! 


Straciłam serce na rzecz książek Marty Kisiel już przy pierwszej przeczytanej pozycji. Z każdą premierą książki tej autorki, jestem niczym spragniony pies – czekam z wywieszonym jęzorem, aby móc ją jak najszybciej przeczytać. Z najnowszą pozycją „Małe Licho i lato z diabłem” nie było inaczej. 

W domu Bożydara rozpoczyna się generalny remont i z tej okazji Bożydar ma jechać do cioci Ody. Tym razem chłopiec zabiera ze sobą Małe Licho, które chce przeżyć fascynującą przygodę. Wakacje zapowiadają się lepiej, niż uczta z ulubionych lodów, chociaż Bożek nie jest zachwycony nauką jazdy na rowerze, która zwyczajnie go przerasta. 
Kiedy chłopiec wraz z aniołem przyjeżdżają do cioci zaczyna się istna sielanka, która rozpoczyna się nicnierobieniem, a kończy na spaniu w namiocie razem z Bazylem, czyli czortem wcielonym, który mieszka razem z Odą. 
Wszystkie plany Bożka i Licha biorą jednak w łeb, kiedy ciocia prosi chłopca o spędzenia dwóch dni z jego znajomym z klasy, choć znajomy to za dużo powiedziane. Witek jest typowym mądralą, który uważa Bożydara za dziwka i głupka i nie boi się chłopca wyzywać właśnie w ten sposób. 
Bożek choć niepocieszony zepsutym pobytem u cioci, po jej namowach godzi się na spędzenie czasu z Witkiem i choć zapowiada się, że dwa dni miną szybko, wychodzi z tego całkiem niezła draka. 

Brak mi słów, aby opisać to, jak „Małe Licho i lato z diabłem” jest zajebiste. 
Marta Kisiel znowu pokazała pierwszorzędną formę swojego pióra i po raz kolejny zdobyła moje serce. 

„Małe Licho i lato z diabłem” to fantastycznie przyjemna lektura, która wciąga od pierwszej strony i zdecydowanie za szybko się kończy. Autorka w tej krótkiej, acz fenomenalnej opowieści schowała morał, który każdy z nas powinien dojrzeć w pewnym momencie książki. 

Miło było ponownie spotkać Licho i jego alergię na pierze, Bazyla, który dalej ma problem ze zgryzem (ale jest uroczy) i Bożydara, który rzucony w świat dziwnych istot dookoła niego jest po prostu sobą i nie przejmuje się innością. Ani swoją, ani innych. 

Historia przedstawiona w nowym „Małym Lichu” jest i śmieszna i straszna. Marta Kisiel ma niebywały dar do tworzenia szczękościsku w postaci uśmiechu na twarzach swoich czytelników, ale też wie, jak zatrzymać wesołą atmosferę i rozpocząć dreszczyk emocji i strachu. 
Nie ukrywam, że końcówka książki choć podejrzewałam, że tak właśnie będzie napisana i tak była dla mnie zaskakująca. 
No i to słownictwo! Toć w nim jestem chyba najbardziej zakochana. 
Marta Kisiel tworzy cuda z Bazylem i Lichem. Cuda, których żaden inny autor nie potrafi i nigdy nie będzie potrafił. To, jak te dwie persony wypowiadają się jest czystym złotem. Ba! Czytać na głos, szczególnie kwestii Bazyla nie podjęłabym się, nawet gdyby mi zapłacili. Ciągle zastanawiam się, jak autorka to robi. Może je czekoladę i mówi, żeby potem wiedzieć, jak napisać to, co Bazyl ma do powiedzenia?

„Małe Licho i lato z diabłem” to kolejna świetna przygoda anioła stróża i Bożydara. A przy okazji też i innych bohaterów. Jedynym minusem książki jest to, że jest krótka. Nie oszukujmy się, bohaterów tych pozycji moglibyśmy czytać tygodniami i założę się, że nie byłoby nam dane się znudzić. Nową książkę Marty Kisiel polecam całym serduszkiem. Na lato idealna, ale jesienią i zimą też będzie przynosić radość!

Za książkę dziękuję wydawnictwu


copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com