Odejdźmy trochę od anime.
Czytając kolejne tomiki „Seraph of the end” w pewnym momencie zauważyłam, że czytam coś, czego nie widziałam w anime. Zrobiłam szybkie przeszukanie internetu i okazało się, że to, co możemy zobaczyć na szklanym ekranie jest niedokończone względem tego, co możemy przeczytać. Tym bardziej wciągnęłam się w tę serię, bo chciałam poznać dalsze losy bohaterów.
FABUŁA
Po rzezi w Nagoi nasza drużyna rusza z nowym członkiem – Makoto, który stracił wszystkich towarzyszy. Nasi bohaterowie próbują żyć dalej, chociaż po dezercji z Cesarskiej Armii Demonów nie jest im łatwo. Szczególnie, że Yuu coraz częściej poddaje się swojemu demonowi. W żadnym miejscu nie są bezpieczni, bo tuż za nimi są Ferid i Crowley, którzy chcą z nimi zawiązać umowę, którą w końcu po dłuższej namowie udaje się doprowadzić do skutku. Kiedy nasza ferajna jedzie z Crowleyem nie wiadomo gdzie, dowiaduje się, że Guren, którego Yuu przecież uwielbiał, nie należy do świętych. W końcu Mika z Yuu i resztą stawiają stopy w Osace, a tam mają okazję zobaczyć, jak wampiry płoną na słońcu. Yuu bawi się w rycerza i chce uratować wampiry- pochodnie, chociaż ma w tym też jakiś cel, jednak Mika jest sceptyczny, co do ratunku. Końcem końców wszyscy jadą do rezydencji Ferida, gdzie dowiadują się wielu ciekawych rzeczy, ale nie wszystkie z nich są przyjemne. I wtedy pojawia się Guren Ichinose. Guren, który wraca niczym syn marnotrawny i chce dołączyć do drużyny, aby dowiedzieć się prawdy o eksperymentach.
W Shibuyi też nie jest spokojnie, gdyż Kureto Hiigari walczy z własnym ojcem, który nie chce zejść z tronu, a kiedy udaje mu się pokonać swojego przeciwnika, okazuje się, że bycie przywódcą ludzkości oparte jest na większym obowiązku.
A nasi bohaterowie po namowie i opracowaniu planu, odbijają z rąk jednego z potężniejszych wampirów Ferida i chociaż nie wykonali zadania w 100% to i tak cieszą się, że chociaż mały krok do przodu został zrobiony.
OPRAWA GRAFICZNA
Jak zawsze jestem zakochana w tych tomikach. Wiele razy rozpisywałam się na ich temat, a teraz mogę jedynie dodać, że wydawnictwo Waneko dalej trzyma poziom. Barwne okładki przyciągają wzrok, a mini plakaty na pierwszych stronach przez rozpoczęciem historii są odskocznią i zatrzymują na dłużej wzrok. W samej mandze, dostajemy w końcu większe kadry, których jest zdecydowanie więcej, niż w poprzednich tomikach. Błędów gramatycznych nie zauważyłam, a przede wszystkim zniknęły ucięte dymki.
BOHATEROWIE
Ostatnio w tomikach dużo jest Mikaeli, którego jak wiecie uwielbiam. Cieszy mnie ten fakt, bo teraz, kiedy jest on wampirem zachowuje się inaczej, niż kiedy był jeszcze człowiekiem. Jest zdystansowany, sceptyczny, ale też rozsądny. Kiedy Yuu chce wszystko robić „na hura”, to Mika ciągle go stopuje i pokazuje drugą stronę medalu. Wydaje mi się, że to właśnie Mikaela wyrósł z tomiku na tomik. Inni bohaterowie, mimo że trzymają się z naszymi głównymi chłopakami są dla mnie nadal dobrym tłem do całości. Nie przywiązałam się do nich i wydaje mi się, że już się raczej nie przywiążę. Chociaż kto wie, pomału doganiamy wydanie japońskie, co oznacza zwolnienie wydawania kolejnych mang z „Seraph of the end”. Zatem... za kilkanaście tomików stwierdzę, że Mika jest jednak „be” i wolę kogoś, kogo teraz nazywam tłem?
OPINIA OGÓLNA
Czekam! Teraz to już namiętnie czekam na kolejne tomiki! Kiedy manga odchodzi od anime i zaczyna się dziać coś, czego nie widzieliśmy na ekranie wtedy robi się naprawdę ciekawie! Już tutaj, w tych pięciu tomikach była niezła jazda, a co szykują nam autorzy w następnych?! Nie wiem, czy nie zacznę czytać po angielsku tej historii, aby dowiedzieć się, co będzie dalej z naszymi bohaterami. Szczególnie interesuje mnie wątek Krul, aczkolwiek Yuu i jego demon także są ciekawi. Cieszy mnie fakt, że wydawnictwo Waneko nie ociąga się z wydawaniem kolejnych tomików i szybko goni japońskie wydanie. Teraz, kiedy jestem już tak daleko w historii Yuu i Miki stwierdzam, że lepiej było poczekać i przeczytać mangę, a potem oglądać anime. Miałabym zdecydowanie więcej frajdy, a także mogłabym uruchomić trochę wyobraźni z tym, co zostało wydrukowane, ale nie zostało nagrane. W każdym razie serię „Seraph of the end” polecam.
Za tomiki serdecznie dziękuję wydawnictwu