Chcielibyście, aby Wasze książki zaczęły rozmawiać?
Nie będę Wam po raz kolejny powtarzać historii z czytaniem tej książki na Kindlu, kiedy w Polsce pojawiła się zapowiedź naszego wydania. Znacie tę część bardzo dobrze, zatem nie pozostaje mi nic innego, jak przejść do sedna i krainy pełnej magii, „Magii Cierni”.
Elizabeth od dziecka wychowywała się w Bibliotece Austermeer, do której została podrzucona, przez matkę. Dziewczyna od dziecka żyła w przekonaniu, że wszyscy czarownicy są źli, a dyrektorka biblioteki każdego dnia wpajała jej, że magia to największe zło ze wszystkich możliwych. Elizabeth mimo swoich uprzedzeń do magii, przebywała w otoczeniu grymuarów – pełnych magii narzędzi, które szepczące, pasły się na półkach w żelaznych okowach, czekając na uwolnienie swojego uroku, a jeżeli ktoś je sprowokował miał okazję poznać się z potworami zbudowanymi z tuszu i skóry.
Każdego dnia Elizabeth, jako Nowicjuszka trenowała swoją wiedzę, aby móc zostać strażnikiem i chronić królestwo przed ich mocą.
Tymczasem w bibliotece, w wyniku sabotażu jeden z najpotężniejszych grymuarów został uwolniony, a Elizabeth z racji przypadku bycia obok zostaje posądzona o morderstwo. Ma stanąć przed wymiarem sprawiedliwości, a z biblioteki zabiera ją magister Nathaniel Thorne, którego miała okazję poznać wcześniej i który szybko stał się jej największym wrogiem.
Dziewczyna chcąc nie chcąc musi zacząć współpracować z magistrem i jego demonicznym sługą Silasem, a przy okazji dowiaduje się, że sprawa pojedynczego sabotażu to dopiero początek wielkiej afery, która ma objąć całe królestwo.
„– Zapalenie mózgu, panno Scrivener – wyjaśnił cierpliwie. – To częsta przypadłość wśród kobiet, które czytają powieści”. ( wszyscy jesteśmy na to chorzy)
Z jednej strony cieszę się, że według goodreads „Magia Cierni” ma tylko jeden tom. Drugi raz bym nie przeżyła tego, co autorka za sponsorowała mojemu ulubionemu bohaterowi. No sorry. Ale gdyby był drugi tom, to na pewno bym po niego sięgnęła, bo Margaret Rogerson kupiła mnie tą pozycją i światem w niej wykreowanym.
Głównym miejscami, w których toczy się akcja są biblioteki. A kto z nas, książkoholików nie kocha bibliotek? Rzućcie mi tu kamieniem. Już widzę, jak rzucacie.
Mamy tutaj opisy Wielkiej Biblioteki, a także pomniejszych, a w tych bibliotekach mamy co?
KSIĄŻKI!
Tak moi mili, książki, które tutaj są magiczne i nazywają się grymuarami, a kiedy się wkurzą robią się z nich słodkie, małe potworki (jak Gremliny). Chociaż... w sumie większe też się wykluwają.
W każdym razie, ja bym mogła pracować w takiej bibliotece.
Elizabeth, jako postać została bardzo dobrze napisana. Sierota, przypadkowo wychowana w Bibliotece, której honorem jest bronić grymuarów przed złymi i królestwa przed magią. Dziewczyna pełna werwy, zapału do pracy i miliona pomysłów na minutę. Naprawdę, czytając „Magię Cierni” miałam wrażenie, że dobrze bym się z nią skumała.
Nathaniel to typowy chłopak z książek fantasy. Idealny, przystojny, uroczy, waleczny itede, itepe.
Wiecie o czym piszę, bo nie raz spotkaliście się z takimi bohaterami.
Ale tak naprawdę, całą książkę skradł Silas! Chce takiego demona prywatnie, wiecie może jak można przyzwać go do naszego świata? Jego postać, choć nie dość częsta w książce jest demonicznie fenomenalna. Oczarował mnie swoim pierwszym słowem, a co więcej, jeżeli czytacie mangę, albo chociaż śledzicie tę serię tutaj u mnie na blogu, to napiszę tylko jedno słowo „Kuroshitsuji”. Myślę, że już wszystko wiecie na ten temat.
Zauroczona zostałam także opisami walk w „Magii Ciernii”, które są niezwykle plastyczne i bardzo łatwo można je sobie wyobrazić. Zdecydowanie i świat, i bohaterowie, a także opisy ich działań są naprawdę dobrze napisane w tej pozycji. Czy są zatem minusy? Hm... tak na pierwszy rzut oka nie ma, chociaż zdolności Elizabeth są doskonale opisane, zaś ich pochodzenie już nie do końca. Ale to naprawdę drobny minus w stosunku do całości tej lektury.
„Magia Cierni” to pozycja warta przeczytania. Książka wchodzi szybko i przyjemnie, a jest na tyle ciekawa, że nie można się oderwać. Zdecydowanie jest to lektura, którą będę polecać każdemu fanowi fantastyki, a przede wszystkim książkoholikowi. Bo cóż piękniejszego może być na świecie, jak nie książka, w której są książki i biblioteki?
No dobra, mieszkanie w bibliotece, gdzie nowości same się pojawiają jest piękniejsze.
Za możliwość przeczytania dziękuję