Savage Shadows po raz trzeci!
Mieliście okazje czytać już opinię o „My Bastard” oraz „My Devil”. Nadszedł czas na Tannera Graysona i jego popapraną historię.
Tanner razem ze Slatem i Cadenem rządzi kasynem o wdzięcznej nazwie Obsidian. Mężczyzna poza nazwijmy to legalnym interesem, ma też te nielegalne biznesy, a jego hobby, które od dawna uprawia są walki w klatce. Walki, z których zwycięsko wychodzi tylko jeden żywy.
Tanner patrząc na radość swoich wspólników, gdzie Lace z Cadenem szykują się do ślubu, a Emerald ze Slatem są szczęśliwą parą poniekąd zazdrości im tego uczucia. Ale na horyzoncie Tannera od dawna pojawia się Crystal.
Oboje od dawna twierdzą, że kumplują się tylko dla seksu i chociaż wszyscy dookoła widzą, że ta dwójka na siebie leci to oni uparcie nie chcą się do tego przyznać.
Potrzeba terapii szokowej, aby i Tanner, i Crystal zrozumieli, że potrzebują siebie wzajemnie nie do seksu, a do życia.
I wtedy pojawia się stara znajoma, która nie ma zamiaru pozwolić, aby ta dwójka była szczęśliwa.
Ellie Jean jest autorką, którą w Polsce mało kto zna, albo znają ją osoby czytające w oryginale. Nie zmienia to faktu, że osobiście cieszę się, że odnalazłam tę autorkę, bo jej książki naprawdę mi się podobają.
„My Monster” to trzecia część cyklu „Savage Shadows”, ale przed nami jeszcze historia Oceana, który tutaj pojawiał się dość często i, której jestem ciekawa chyba najbardziej ze wszystkich. Aczkolwiek moje serce dalej należy do Slate'a.
Tanner jest pełnokrwistym samcem alfa. W sumie to określenie można przypisać do każdego z tej czwórki, ale żaden z nich nie walczy tak o swoją miłość, która jest mu po chamsku odbierana.
Historia Crystal i Tannera to zupełnie inny rodzaj miłości. Ta dwójka z początku uprawia ze sobą jedynie seks i oboje nie zamierzają zmieniać swoich przyzwyczajeń. Wszyscy dookoła pobierają się, myślą o powiększaniu rodzin, a oni... oni po prostu się bzykają.
Dopiero kiedy jedno z nich jest w niebezpieczeństwie, oboje zaczynają rozumieć, że seks to tylko przykrywka do prawdziwego uczucia, którym się darzą.
Wtedy też zaczyna się walka.
Nie w klatce, na wolności, ale nie jest ani trochę łatwiejsza od tej, gdzie wystarczy tylko zabić przeciwnika, aby wygrać.
Co mnie zaskoczyło, to brak spowolnienia akcji w tej książce. „My Monster” do samego końca trzyma w napięciu i podnosi poziom adrenaliny. Dawno nie czytałam pozycji, która trzymałaby mnie do ostatniej strony wbitą w fotel. Tutaj na każdej kolejnej stronie mamy nowe sensacje, a wszystkie wątki są wzorowo zamknięte na końcu lektury.
Wielki plus dla Ellie Jean za brak nudy podczas czytania.
„My Monster” to udana kontynuacja całej serii. Chociaż, jak pisałam w pierwszej opinii, początkowe okładki nie urywały niczego i nie rzucały się w oczy, to ta od historii Tanner jest już całkiem, całkiem. Mam nadzieję, że kolejna będzie jeszcze lepsza. Nie wiem, czy w którejś z poprzednich opinii pisałam o tym, że chciałabym tę serię w Polsce. Jeżeli nie pisałam, to teraz to napiszę. Tak, chciałabym to w Polsce. Savage Shadows warci są poznania przez polskie fanki.
Kończąc, jeżeli czytacie po angielsku to naprawdę polecam Wam wszystkie trzy tomy, a jeżeli nie czytacie, to pozostaje czekać i mieć nadzieję, że kiedyś zobaczymy tę serię na polskich półkach.