O tym, jak dorobiłam się kolejnego książkowego męża.
Wiedziałam, że „My Bastard” miało premierę, ale nie planowałam czytać tej książki. Nie znałam autorki, no i nie czytałam opisu tej pozycji.
Ale wiecie co? Znowu zadziałała okładka.
Może nie jest najpiękniej wklejona, ale ten Camaro na dole sprawił, że sięgnęłam po tę pozycję.
I znowu sprawdziło się, że warto przyglądać się okładkom.
Emerald wraz z bratem Kylem prowadzi warsztat samochodowy Tuff Customs, który odziedziczyli po ojcu. Oboje kochają samochody i poświęcają się dla nich, a Em uczestniczy też w wyścigach, gdzie razem ze swoim żółtym Mustangiem, pokazuje klasę, jako kierowca. Przez to, że dziewczyna wygrywa każdy wyścig, stała się celem Savage Shadows – czteroosobowego gangu, który para się najgorszymi i najniebezpieczniejszymi rzeczami, jakie istnieją na tym świecie.
Jego szef – Slate, ma dla niej propozycję nie do odrzucenia.
Propozycję nielegalną i szybką.
Jednak zanim dziewczyna wykona interes (bo nie ma wyjścia), Slate zabiera ją do siebie do domu.
Chce Emerald nie tylko w brudnym interesie, ale też w swoim prywatnym łóżku.
Zadając się z Savage Shadows, dziewczyna nie może być niczego pewna.
Wróg czai się tuż za rogiem.
Skróciłam Wam ten akapit wyżej, najbardziej jak się dało. Nie chciałam Wam zdradzać wszystkiego, tylko zaciekawić i mam nadzieję, że wielu z Was sięgnie po tę pozycję i przeczyta ją osobiście. Naprawdę warto.
„My Bastard” to niepozorna książka, która opowiada o wyścigach, samochodach i dziewczynie, która została wmanewrowana w gang, gdzie poznała mężczyznę, z którym związała się na zawsze.
Emerald skradła moje serce swoja osobą. Jest mechanikiem samochodowym i kocha „muscle cars”, a jeden jej tekst (w luźnym tłumaczeniu) „kradzież samochodu jest jak kradzież czyjegoś życia”, sprawił, że miałam ochotę przybić jej piątkę. Dziewczyna jest totalnie w moim typie i gdyby istniała naprawdę, nie mogłybyśmy przestać rozmawiać. Dodatkowo, dziewczyna potrafi warknąć i sprzeciwić się, za co wiele razy słono przychodzi jej zapłacić.
Slate zaś... to mój kolejny książkowy mąż. Z całej czwórki chłopaków, którzy są w gangu, to on jest najbrutalniejszy, najniebezpieczniejszy i najostrzejszy. Cała reszta nie odchodzi od niego zbytnio, ale czegoś im brakuje. Także, jak będziecie czytać „My Bastard” to z daleka od Slate'a. Mój ci on!
W tej książce jest pełno seksu.
Cała masa seksu.
Ale wiecie co?
Ani trochę on nie przeszkadza!
Byłam zaskoczona podczas lektury, kiedy znowu czytałam jak brutalnie Slate obchodzi się z Em i to co oni wyprawiają Myślałam już, że zacznę przewracać oczami, od nadmiaru seksu, szczególnie że Slate w domu, ciągle najchętniej chodziłby nago (nie żebym miała coś przeciwko).
Nie zaczęłam przewracać oczami, ani wzdychać z niesmakiem. Każdy z opisów zbliżenia bohaterów jest inny i są one tak wplecione w całą fabułę, że kompletnie nie przeszkadzają.
Wręcz przeciwnie!
Wciągają i czyta się je naprawdę szybko.
„My Bastard” to świetna książka. Czyta się ją szybko i przyjemnie, a przy okazji fani starych samochodów poczują się tutaj jak w domu. Kończąc tę pozycję, stwierdziłam że jeszcze nie raz do niej wrócę i już żałuję, że to jednotomowa pozycja. Na dobrą sprawę, autorka mogłaby pociągnąć historię Oceana, Tannera i Cadena, czyli trójki pozostałych członków Savage Shadows, ale nic tego nie zapowiada. Mimo to, „My Bastard” polecam Wam całym sercem. Naprawdę warto!
Wiedziałam, że „My Bastard” miało premierę, ale nie planowałam czytać tej książki. Nie znałam autorki, no i nie czytałam opisu tej pozycji.
Ale wiecie co? Znowu zadziałała okładka.
Może nie jest najpiękniej wklejona, ale ten Camaro na dole sprawił, że sięgnęłam po tę pozycję.
I znowu sprawdziło się, że warto przyglądać się okładkom.
Emerald wraz z bratem Kylem prowadzi warsztat samochodowy Tuff Customs, który odziedziczyli po ojcu. Oboje kochają samochody i poświęcają się dla nich, a Em uczestniczy też w wyścigach, gdzie razem ze swoim żółtym Mustangiem, pokazuje klasę, jako kierowca. Przez to, że dziewczyna wygrywa każdy wyścig, stała się celem Savage Shadows – czteroosobowego gangu, który para się najgorszymi i najniebezpieczniejszymi rzeczami, jakie istnieją na tym świecie.
Jego szef – Slate, ma dla niej propozycję nie do odrzucenia.
Propozycję nielegalną i szybką.
Jednak zanim dziewczyna wykona interes (bo nie ma wyjścia), Slate zabiera ją do siebie do domu.
Chce Emerald nie tylko w brudnym interesie, ale też w swoim prywatnym łóżku.
Zadając się z Savage Shadows, dziewczyna nie może być niczego pewna.
Wróg czai się tuż za rogiem.
Skróciłam Wam ten akapit wyżej, najbardziej jak się dało. Nie chciałam Wam zdradzać wszystkiego, tylko zaciekawić i mam nadzieję, że wielu z Was sięgnie po tę pozycję i przeczyta ją osobiście. Naprawdę warto.
„My Bastard” to niepozorna książka, która opowiada o wyścigach, samochodach i dziewczynie, która została wmanewrowana w gang, gdzie poznała mężczyznę, z którym związała się na zawsze.
Emerald skradła moje serce swoja osobą. Jest mechanikiem samochodowym i kocha „muscle cars”, a jeden jej tekst (w luźnym tłumaczeniu) „kradzież samochodu jest jak kradzież czyjegoś życia”, sprawił, że miałam ochotę przybić jej piątkę. Dziewczyna jest totalnie w moim typie i gdyby istniała naprawdę, nie mogłybyśmy przestać rozmawiać. Dodatkowo, dziewczyna potrafi warknąć i sprzeciwić się, za co wiele razy słono przychodzi jej zapłacić.
Slate zaś... to mój kolejny książkowy mąż. Z całej czwórki chłopaków, którzy są w gangu, to on jest najbrutalniejszy, najniebezpieczniejszy i najostrzejszy. Cała reszta nie odchodzi od niego zbytnio, ale czegoś im brakuje. Także, jak będziecie czytać „My Bastard” to z daleka od Slate'a. Mój ci on!
W tej książce jest pełno seksu.
Cała masa seksu.
Ale wiecie co?
Ani trochę on nie przeszkadza!
Byłam zaskoczona podczas lektury, kiedy znowu czytałam jak brutalnie Slate obchodzi się z Em i to co oni wyprawiają Myślałam już, że zacznę przewracać oczami, od nadmiaru seksu, szczególnie że Slate w domu, ciągle najchętniej chodziłby nago (nie żebym miała coś przeciwko).
Nie zaczęłam przewracać oczami, ani wzdychać z niesmakiem. Każdy z opisów zbliżenia bohaterów jest inny i są one tak wplecione w całą fabułę, że kompletnie nie przeszkadzają.
Wręcz przeciwnie!
Wciągają i czyta się je naprawdę szybko.
„My Bastard” to świetna książka. Czyta się ją szybko i przyjemnie, a przy okazji fani starych samochodów poczują się tutaj jak w domu. Kończąc tę pozycję, stwierdziłam że jeszcze nie raz do niej wrócę i już żałuję, że to jednotomowa pozycja. Na dobrą sprawę, autorka mogłaby pociągnąć historię Oceana, Tannera i Cadena, czyli trójki pozostałych członków Savage Shadows, ale nic tego nie zapowiada. Mimo to, „My Bastard” polecam Wam całym sercem. Naprawdę warto!