To jest już koniec...
Pierwszy tom „Doctora Mephistophelesa” oczarował mnie swoją tajemniczością i lekką nutą horroru, których tak naprawdę unikam. Czekałam na kontynuację z ogromnymi oczekiwaniami, a kiedy skończyłam tę mangę to zastanawiałam się, czy jestem zadowolona z zakończenia, czy nie.
I wiecie co?
Dalej tego nie wiem.
FABUŁA
Dalszy ciąg przygód i zdobywania świętych trzewi przez najlepszego doktora w Shinjuku jest skupiony głównie na pacjencie naszego Mephisto, który powstał do żywych, po otrzymaniu niektórych części z dwunastu świętych trzewi, czyli Soyogi Kazuyukim. W drugim tomie to właśnie na nim skupia się cała fabuła. Pacjent budzi się i przez przebłyski, które wracają do jego mózgu zaczyna rozumieć, że urodził się, aby bronić księżniczki, czyli (heh) Mephista. Chłopak zaczyna z umarłego być człowiekiem. Uczy się z dnia na dzień nowych rzeczy i zaczyna odczuwać, aż przedostaje się do innego wymiaru i tam spotyka Tamaki Minamoto, która widząc jego miecz, pragnie go odnowić i dobrze naostrzyć. Tymczasem w Shinjuku pojawia się główny zły, który także poluje na trzewia. Mężczyzna ubrany niczym w mundur SS-mana chce zniszczyć Mephista i wszystko, co jest z nim połączone. Jednak nasz doktor dalej jest pełen tajemnic, a każdy jego atak przeciwko wrogom jest pełen finezji.
Walka trwa w najlepsze, ale jaki będzie jej wynik?
OPRAWA GRAFICZNA
Oba tomiki są takie same jak pierwszy. Nie wyróżniają się niczym szczególnym. Obwoluty są kolorowe i ani trochę nie przypominają horroru, a w środku mamy kilka stron pełnych barw. Pod obwolutami mamy normalną okładkę bez udziwnień. Jednak to, jak autorka narysowała głównego bohatera, czyli tytułowego Mephistophelesa jest mistrzostwem. Boże, naprawdę można się w nim zakochać. Ja jestem zauroczona tym jegomościem. Wszystkie trzy tomiki pasują do siebie, a to jest właśnie najważniejsze.
OPINIA OGÓLNA
Wracając do tego, co napisałam do początku. Niby to już koniec historii Mephista, ale aż nie chce się wierzyć, że autorka mogła to tak zakończyć. W sumie to nie jestem szczęśliwa. Mam wrażenie, że manga jest pisana na szybko. Zakończenie jest takie, w sumie nijakie i generalnie zamykając ostatni tomik byłam niepocieszona i nieprzekonana, co do końca tej historii. Mam wrażenie, że autorka nie wiedziała, co poczynić dalej i dlatego postanowiła tak skoczyć swoją opowieść. Szkoda. Manga ma naprawdę duży potencjał. Nie mówię tu o rozciąganiu jej na 30 tomików, ale z 5-7 mogłoby się pojawić i wtedy zdecydowanie lepiej całość tej fabuły została rozwinięta. Mam wrażenie, że ten potencjał, o którym piszę został tutaj naprawdę bezczelnie wprost zmarnowany, ale cóż. Mleko się rozlało, nie ma co płakać.
Cieszę się jednak, że przeczytałam tę historię i chociaż nie kończę jej zadowolona, to i tak jestem szczęśliwa, że mogłam ją przeczytać. „Doctor Mephistopheles” to manga warta przeczytania. Jest to lekki horror, który wciągnie Was, a czy Wam spodoba się jej zakończenie, czy nie to już tylko zależy od Was, Moja opinia, może Was jedynie lekko poprowadzić.
Za tomiki do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu