Robiliście kiedyś na drutach?
Ja robiłam. Babcia mnie nauczyła, ale jak teraz miałabym coś wyczarować z włóczki i metalowych prętów to raczej podziękowałabym i to szybko. Nic już nie pamiętam z samego robienia na drutach, ale pamiętam za to, że łatwa sprawa to nie jest. Szczególnie na początku. Oczka się rozciągają, rozlatują, aż w końcu wszystko jest byle jakie i nadaje się do sprucia.
Siedemnastoletni Ben Fletcher ma jednak wolę walki. Przez zbieg okoliczności, a raczej przez głupich kolegów zostaje objęty nadzorem kuratorskim. Jego opiekunka, w ramach resocjalizacji proponuje mu pisanie pamiętnika przez okrągły rok, a przy okazji spłacenie długu u starszej pani, z którą miał wypadek i dołączenie do zajęć hobbystycznych. Chłopak może wybrać spośród trzech klas, ale w wyniku sprzeczności interesów Benowi zostaje tylko jedna możliwość - robienie na drutach.
Na początku, młody chłopak jest zażenowany tym zajęciem, uważa, że jest ono niemęskie i wstydzi się powiedzieć swoim przyjaciołom, że dzierga. W dodatku tata ciągle zabiera go na mecze piłki nożnej i kibicuje Chelsea Londyn, a Benek jest dość sceptyczny, co do tego sportu i wybiera się na mecze z ojcem tylko, żeby nie robić mu przykrości.
Z dnia na dzień robienie na drutach zaczyna sprawiać mu przyjemność, ale za to tajemnice, które stara się ukryć nawarstwiają się i tylko czekać, aż runą razem z prawdą i cały świat chłopca się załamie. Fletcher zaczyna kombinować, jak uniknąć rozgłosu, jednak z jego talentem do robienia na drutach jest to zwyczajnie niemożliwe, gdyż chłopak dostaje się przez eliminacje do mistrzostw Wielkiej Brytanii w robieniu na drutach do samego finału.
Jak przyznać się przed przyjaciółmi, adorowaną dziewczyną, a przede wszystkim wymagającym tatą, że robienie na drutach jest przyjemnością?
„ Oto
ja: Benek, tęskniący za mamusią i ukrywający pod łóżkiem
przybory do robótek ręcznych.”
Przed premierą tej pozycji, jak i „Dziewczyny nie biją” był bardzo duży szum. Głównie dlatego chciałam dowiedzieć się „o co się rozchodzi?”. Sięgając po stosunkowo cienką książkę, jaką są „Chłopaki nie dziergają” nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać.
Wnętrze, zaskoczyło mnie, ale też sprawiło, że wiele razy uśmiechałam się do samej siebie podczas lektury.
Już Wam tłumaczę dlaczego.
Po pierwsze: słownictwo!
Autor (tak autor! to już samo w sobie jest plusem) w swojej książce nie boi się używać pojęć związanych stricte z robieniem na drutach. Podczas czytania sama zaczęłam sobie przypominać, jak to moja kochana babcia, cierpliwie mi tłumaczyła „oczko, za oczkiem, jak nie wyszło to spruj”. Wielki szacunek za odwagę sięgnięcia po specyficzne słownictwo!
Po drugie: łamanie stereotypów!
T.S. Easton opowiada w swojej książce o chłopaku, który polubił robótki na drutach, które jakby nie patrzeć od zawsze uważane były za kobiece hobby. W „Chłopaki nie dziergają” pokazuje, że nie liczy się jakiej jesteśmy płci, bo zawsze możemy robić to co nas interesuje, a dodatkowo nawet niepozorne zajęcie, które nas do siebie nie przyciąga, może okazać się milowym krokiem w naszym życiu. Dlatego też warto ciągle próbować nowych rzeczy, jakie by one nie były i rozwijać się.
Po trzecie: akceptacja rodziców!
Mamy tutaj mamę Bena, która jest iluzjonistką w objazdowym show i która od samego początku wie, czym jej syn się zajmuje. Akceptuje go takiego, jakim jest i nie stara się zmienić, a co więcej kryje go przed ojcem, który wymarzył sobie innego potomka.
Ojciec Bena, zapalony fan piłki nożnej i motoryzacji próbuje na siłę przekonać syna do tych dwóch pasji, bez powodzenia. Ben najbardziej bał się wyznać ojcu prawdę, o tym, że piłka nożna go nudzi i nie interesują go samochody. W końcu nie każdy mężczyzna musi lubić piłkę kopaną i motoryzację, tak samo jak nie każda kobieta musi kochać galerie, zakupy i kosmetyki z ubraniami.
Kiedy jego tata dowiedział się prawdy, z początku był zawiedziony, że syn go okłamywał, a także, że zajmuje się „babskim” zajęciem, ale potem jakoś to przełknął i dopingował go w jego hobby. I o to właśnie chodzi! Choćby nie wiem, co dziecko chciało, albo wymyśliło rodzice zawsze powinien mu pozwolić spróbować i stać za nim jak przysłowiowy mur. Oczywiście, wszystko w granicach rozsądku.
„ Niekiedy,
żeby zrobić coś pięknego, potrzeba trochę bałaganu. Nie zawsze
ma się władzę nad wszystkim, czasami trzeba pozwolić wydarzeniom
po prostu płynąć.”
T.S. Easton poradził sobie znakomicie z przygodą Bena Fletchera. Książkę czyta się szybko i przyjemnie, a w dodatku jest jednocześnie i nierealna i prawdziwa. Może słownictwo będzie Was odstraszać, ale możecie mi wierzyć, nie musicie się znać, żeby dać sobie radę. Zresztą nawet nie o nie tutaj chodzi, a o całość historii. Warto też dodać, że cała książka jest napisana w formie pamiętnika, który Ben miał pisać, na prośbę swojej kuratorki. Możemy zatem zobaczyć jego przemyślenia, podczas wydarzeń które mają miejsce w jego życiu.
„Chłopaki nie dziergają” to pozycja zdecydowanie warta polecenia. Znowu wracam do swojego ulubionego wydawnictwa YA!, które jak wiecie nie zachwyciło mnie podczas lektury „Royce Rolls”. Teraz jestem zadowolona poziomem, a przede wszystkim przekazem tej książki i nie mogę się doczekać, aż zabiorę się za drugą część, a raczej nazwijmy ją „siostrę bliźniaczkę”, czyli „Dziewczyny nie biją”.
PS. Szalik ze zdjęcia robiła moja mama, oczywiście na drutach.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuje wydawnictwu