Samochodem przez życie.
Beth O'Leary to autorka, której książki śledzę wraz z kolejnym pojawianiem się ich w Polsce. Wydawnictwo Albatros tym razem sięgnęło po „W drogę”, które wywołało u mnie skrajnie różne emocje. I tak szczerze, to dalej nie wiem czy lubię tę pozycję czy nie.
To miała być miła i przyjemna podróż na ślub przyjaciółki do Szkocji. Trochę długa, bo licząca sobie 600 kilometrów, ale Addie i Deb były na nią dobrze przygotowane zarówno nastrojowo, jak i żywnościowo. W dzień wszystko wskazywało, że dziewczyny trafiły na pechowy czas. Wszystko zaczęło się od stłuczki z samochodem, który prowadził Dylan, były Addie. W dodatku okazało się, że chłopak także jedzie na ślub, zatem skoro samochód dziewczyn nie nadawał się do dalszej drogi, Dylan zaproponował wspólną wyprawę. Addie nie była z tego powodu zachwycona, ale czego nie robi się dla ślubu przyjaciółki? Tym oto sposobem Addie i jej siostra wraz z Dylanem, jego przyjacielem i gościem poznanym z Facebooka ruszają do Szkocji w wypchanym po brzegi mini cooperze. Podróż w małym samochodzie może być dla całej ekipy zarówno irytująca, jak i oczyszczająca. Czy wytłumaczą sobie dawne waśnie i pogodzą się? A może pójdą krok dalej i wejdą do tej samej rzeki po raz kolejny? Usiądźcie wygodnie, bo podróż będzie prawdziwą jazdą bez trzymanki.
Pomysł na fabułę „W drogę” niewątpliwie jest bardzo oryginalny. W końcu prawie całość książki odbywa się w samochodzie, którym nasi bohaterowie poruszają się do miejsca docelowego. Niemniej jednak, sama kreacja bohaterów mi to wyjątkowo nie pasuje. Dlaczego? Dawno nie miałam okazji czytać książki, w której bohaterowie zachowują się jak nastolatkowie. Odzywki, jakie do siebie rzucali mocno mi zgrzytały i zwyczajnie nie pasowały do całej opowieści, choć ta z daleka (czyli bez patrzenia na bohaterów) prezentuje się naprawdę ciekawie.
Temat poruszony w tej pozycji jest ważny, a autorka potraktowała go po macoszemu. W dodatku bohaterowie zachowywali się, jakby nie było to nic poważnego, co tym bardziej sprawiło, że poczułam, iż „miało być poważnie, ale w sumie nie mam pomysłu to obróćmy to w żart i też będzie fajnie”.
Nie wiem, jak podejść do tej książki. „W drogę” fabularnie jest całkiem dobrą pozycją, przy której można się rozerwać. Ale jeżeli chodzi o bohaterów to tutaj ta lektura leży i woła o pomstę do nieba. Serio. W poprzednich książkach Beth O'Leary, zarówno bohaterowie, jak i fabuły podobały mi się w stopniu, w którym czułam się zainteresowana lekturą i chęcią poznania jej zakończenia. Tutaj niestety kończyłam „W drogę”, aby po prostu skończyć. Wszystko za sprawą tego, co wspominałam już parę razy – bohaterowie są bardzo źle napisani.
„W drogę” to książka, którą każdy chętny jej poznania powinien ocenić ją sam. Jednym może podobać się zachowanie bohaterów, inni mogą mieć podobne zdanie do mojego. Osobiście twierdzę, że fabuła tej powieści jest naprawdę ciekawa i przyjemna do czytania, ale postaci za każdym razem niszczą tą przyjemność. Jeżeli zamierzacie przeczytać „W drogę” to podzielcie się potem opiniami, bo jestem bardzo ciekawa, jak Wy odebraliście tę książkę.