Spotykamy się ponownie z zagubioną w lawinie pytań bez odpowiedzi Gwendolyn oraz zarozumiałym i pewnym siebie Gideonem. Loża oraz inni członkowie Stowarzyszenia wobec dziewczyny są nieufni, co więcej w następstwie zdarzeń, które mają miejsce podczas odwiedzania przeszłości uważają, że jest szpiegiem i zdrajczynią. Sama Shepard nie wie kompletnie nic, a brak odpowiedzi i nawarstwianie się tajemnic wprawiają ją we wściekłość, do tego stopnia, że szuka wyjaśnienia w radykalny sposób – spotykając się podczas elapsji ze swoim dziadkiem Lucasem Montrose.
„- [...] Ale dżentelmen nie rozmawia o takich
sprawach.
- Zgodziłabym się na taką wymówkę, gdybyś był
dżentelmenem.”
Jakby tego było mało dziewczyna zostaje postawiona przed trudnym zadaniem, gdyż wraz z Gideonem ma się udać na soirée do Lorda i Lady Brompton. Spada na nią widmo nauki kultury i obyczajów, z jakimi świat wtedy obcował. Co gorsza nauczycielem Gwen jest jeden z nadętych pomagierów Stowarzyszenia oraz zadzierająca nosa Charlotte, która była przygotowywana do roli podróżnika w czasie od najmłodszych lat. Jednak jej nauki spełzły na niczym, kiedy okazało się, że to Shepard ma ten dar.
„I po raz drugi moje serce - tym razem w drugiej wersji,
proteza serca, która odżyła pod wpływem czystej nadziei - stoczyło się z
krawędzi i roztrzaskało na dnie wąwozu na tysiące maleńkich odłamków.”
W życiu miłosnym naszego Rubina, nie jest łatwiej, gdyż Diament, którym jest Gideon pokazuje sprzeczne między sobą zachowania wobec dziewczyny. Raz ją przytula, prawi miłe dla ucha słówka, a nawet całuje, żeby chwilę później znowu być ostry, zarozumiały i wywyższać się po wsze czasy.
Gewndolyn ma mętlik w głowie, co wiele razy sprowadza ją do płaczu, ale trzyma głowę wysoko dzięki swojemu uporowi i chęci pokazania, że wcale się nie boi.
Jej przyjaciółka Leslie wiernie pomaga Shepard w rozwiązaniu zagadki, jaką zostawił dziadek dziewczyny oraz w zrozumieniu zachowania starszego de Villiers.
Po skończeniu „Czerwieni Rubinu” spodziewałam się większego nacisku na samo Stowarzyszenie i misję, jaką młodzi ludzie mają wykonać. Drugi tom zaskoczył mnie większym naciskiem na zbliżenie bohaterów. Mamy tutaj, bowiem pocałunki Gideona i Gwen na porządku dziennym. Możemy zobaczyć budującą się między nimi więź i uczucie, w świetle sprzeciwu całej Loży, co do związków pomiędzy podróżnikami w czasie. Przyznam, że nie spodziewałam się tego, ale ucieszyło mnie odejście od samej „pracy” Gwen.
Dużym plusem jest wprowadzenie do fabuły brata Gideona – Raphaela de Villiers, który ma chrapkę na przyjaciółkę Shepard – Leslie. Warto wspomnieć o Xemeriusie – demonie, którego Gwendolyn poznała podczas pobytu w kościele między końcem pierwszego tomu, a początkiem drugiego. Gargulec, będący demonem skradł mi serce. Jest postacią niezwykle humorystyczną i wesołą w samym swoim istnieniu.
„Zmarłych się nie boję. W odróżnieniu od żywych ludzi, jak
wiem z doświadczenia, nie mogą nic człowiekowi zrobić.”
„Błękit szafiru” nie odstaje stylem od pierwszej części, za co chwała autorce. Mogłabym się pokusić o stwierdzenie, że jest nawet lepszy niż poprzedniczka. Książka serwuje nam znacznie większą dawkę śmiechu, głębiej wchodzi w sprawy przenoszenia się w czasie i pokazuje, że nie wszystko jest prawdą w Stowarzyszeniu oraz że warto trzy razy się zastanowić, zanim się komuś zaufa.
Kerstin Gier ma niezwykły talent pisania książek, które wciągają od pierwszej strony, zabierają głęboko w swój świat, a na końcu wypluwają Czytelnika z obietnicą kolejnego tomu. Nie ukrywam, że gdybym tylko mogła to w ciemno wskoczyłabym w ostatnią część trylogii, aby ponownie spotkać się z Gwendolyn i Gideonem, poznać tajemnice hrabiego oraz dowiedzieć się, co będzie dalej w świecie teraźniejszym i przeszłym.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję serdecznie wydawnictwu: