Czasami warto oderwać się od romansów i przeczytać coś
innego. Kiedy wziełam do rąk autobiografię Legendy MMA Rondy Rousey „Moja
walka/ Twoja walka” nie sądziłam, że ta książka zmotywuje mnie do jeszcze
większego działania.
Dla niezorientowanych przybliżę postać pierwszej kobiety w
UFC Rondy Rousey.
Urodzona 1 lutego 1987 w Riverside, amerykanska judoczka, która zdobyła brązowy
medal olimpijski igrzysk w Pekinie. Następnie przeszła na MMA ( mieszane sztuki walki). Jest
wicemistrzynią świata w kategorii 70 kg, a także mistrzynią organizacji
Strikeforce do wagi 61 kg.
Zaczynając jednak od początku...
Ronda urodziła się walcząc o swoje życie i oddech. Miała owiniętą pępowinę
wokół szyji i to sprawiło, że przez dłuższy czas nie mówiła. Po prostu nie
potrafiła. Jej dwie starsze siostry przekazywały rodzicom to, co ona chciała
powiedzieć sama. Jej życie toczyło się normalnym torem, jak każdej małej
dziewczynki, wyjątek jednak stanowiły treningi judo, na które pchała ją mama. Przez
treningi jej życie diametralnie się zmieniło, bo cały swój czas poświęcała
właśnie byciu coraz lepszą. Ojca straciła szybko – popełnił samobójstwo po
wypadku zimą, po którym jego kręgosłup zaczął się rozpadać i niemalże każdą
ważną walkę dedykowała jemu.
W książce „Moja walka/Twoja walka” opisuje swoje treningi, wspomina dawne
czasy, ale głównie skupia się na walkach i na wyrzeczeniach, które musi
stosować, aby przeć przed siebie i nie cofać się ani kroku w tył.
Czytając tę pozycję byłam cały czas zmotywowana. Zmotywowana do działania, do
walczenia o swoje marzenia, do parcia naprzód i nie poddawania się, jeżeli coś
trudnego stanie na drodze. Ta książka to nie tylko autobiografia. Owszem, mamy
tutaj życie Rondy, mamy jej przygody miłosne i dzieciństwo, ale gównie mamy tutaj
jedną wielką motywację, napędzającą nas do sięgnięcia po marzenia. Autorka
opisuje tutaj swoje życie między kolejnymi walkami, nie stroni od wulgaryzmów
przy ocenianiu swoich przeciwniczek. Nie robi tego z powodu braku szacunku do
nich, po prostu szuka bodźca, który pomoże jej poczuć się pewnie i zniszczyć
wroga w oktagonie, kiedy będą otoczone siatką od publiczności i skupione tylko
na pojedynku.
W książce mamy zdjęcia z podpisami, także motywacyjnymi, które aż proszą się o
przepisanie i przyczepienie do tablicy korkowej, aby codziennie rano wstawać,
powstarzać je sobie i wychodzić z wypiętą piersią i dumą, że jest się taką, a
nie inną osobą.
„Moją walkę/Twoją walkę” polecam wszystkim tym, którzy potrzebują
przysłowiowego „kopniaka w tyłek”, aby podnieść się z kanapy od telewizora,
albo od komputera (nigdy od książki) i ruszyć na siłownię, basen, bądź po
prostu pobiegać. Polecam też tym, którzy
są po prostu ciekawi jak wyglądało dotychczasowe życie Rondy, która jest
naprawdę piękną kobietą, a jednocześnie cholernie niebezpieczną.
Dziękuję za egzemplarz recenzencki Wydawnictwu SQN
Laure
Laure