Zabaw się.
„In Fury Lies Mischief” to drugi tom „Midnight Mayhem”, autorstwa Amo Jones, która dobrze znana jest na rynku polskim. W zasadzie śmiało mogę dodać, że ta seria jest moją ulubioną od autorki i robienie rereadu sprawiło mi niemałą przyjemność. A jeszcze lepsze było to, że mogłam go zrobić po polsku i sprawdzić, czy nasze tłumaczenie wypada tak samo mrocznie i brutalnie, jak oryginał. I śmiało mogę dodać, że jest moc.
Był wszystkim, czego ona nienawidziła.
Do czasu, kiedy wszystko się zmieniło.
Saskia Royal należy do klubu Midnight Mayhem, ale trzyma się na uboczu. Wydaje się nieobecna, wręcz zatopiona we własnym świecie. Kiedyś ona i Killian Corneli byli blisko, jednak z jakiegoś powodu dziewczyna od pewnego czasu go unika, czego chłopak kompletnie nie rozumie.
Killian jest przekonany, że może mieć każdą, jednak Saskia na każdym kroku udowadnia mu, że jej nigdy nie dostanie.
Rozpoczynają grę w kotka i myszkę, nie mając pojęcia, jak bolesna stanie się ona dla nich oraz wszystkich wokół.*
Historię Saskii i Killiana uważam za najlepszą. Pomijam już fakt, że kiedy pierwszy raz czytałam „In Peace Lies Havoc” to właśnie Killian zwrócił moją uwagę i to na jego część czekałam najbardziej.
Killian to fanatyk tatuaży, które sam wykonuje. Przy okazji jeździ na motocyklu i zajmuje się hipnozą. Jest mokrym snem dziewczyn, podobnie jak reszta braci. Jego uwagę zajmuje jednak Saskia Royal, która pracuje u nich, jako tancerka. A Killian jest jak łowca. Bierze to, co mu się podoba i osacza, a potem rozkochuje w sobie. Są jak dwie przyciagające się dusze, które krążyły wokół siebie i czekały na odpowiedni moment, aby w końcu się zderzyć.
A Killian to najlepszy Kiznitch, jakiego Amo Jones stworzyła. Zdania nie zmienię.
Ponownie spotykamy się z innymi bohaterami, ponownie wchodzimy do ich życia i wracamy do klubu, który choć pokazy ma cyrkowe, cyrkiem nie jest. Raczej przyciągającym ludzi piekłem na Ziemi.
O książkach Amo Jones można napisać dużo. Zdecydowanie są to lektury, które albo się kocha, albo nienawidzi. Można napisać, że autorka pisze prowokująco, beszczelnie i przekracza wiele granic. Niemniej jednak to właśnie do jej książek wracam, co jakiś czas, aby ponownie poczuć tę brutalność i mrok, jakie kreuje. W tych nowych książkach od Jones nie ma już tego klimatu, co w tych starych.
„Midnight Mayhem” to seria, której się nie zapomina, a nawet to nie przeszkadza, aby do niej wrócić.
*opis ze strony wydawcy
