Must read.
Jednotomowe historie young adult od Tillie Cole od dawna mieszkają w moim sercu za darmo. Kiedy „Napisz mnie po swojemu” wyszło za granicą wiedziałam, że nadejdzie moment kiedy przeczytam tę pozycję.
I tak też się stało.
I tym oto sposobem zyskałam kolejnych lokatórów.
Siedemnastoletnia, marząca o karierze pisarskiej, June Scott zawsze chciała napisać wspaniałą historię miłosną. Historię pełną radości, piękna, romansu, który zostaje z tobą jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony. Ale June jeszcze nigdy nie była zakochana, a gdy nagle dowiaduje się czegoś, co zmienia jej życie, zaczyna się zastanawiać, czy w ogóle będzie jej to pisane.
Wtedy poznaje Jessego Taylora, chłopca, którego zegar również tyka. Żyje tak, jakby każdy dzień był jego ostatnim… bo tak właśnie może być.
Gdy światy June i Jessego się ze sobą zderzają, iskra zmienia się w potężny płomień. Ich dni przesypują się przez palce niczym piasek w klepsydrze, pełne skradzionych pocałunków i spędzonych w spokoju chwil, które zdają się wiecznością. Gdy June opisuje tę miłość własnymi słowami, tworzy coś jeszcze bardziej trwałego – historię dla świata, prezent dla chłopca, który zmienił wszystko.
Bo miłość nie umiera, nawet gdy ludzie odchodzą z tego świata.
Miłość trwa – we wspomnieniach, słowach, w sercach tych, którzy mieli odwagę, by ją poczuć.*
„Napisz mnie po swojemu” to pozycja, która wyciąga nam serce z klatki i rozrywa jej na naszych oczach, a potem oddaje w częściach i rzuca „radź sobie i sklej je” na odchodnym. Jeżeli jesteście dużymi wrażliwcami, to zdecydowanie potrzebne Wam będą chusteczki, jeżeli jako tako (po japońsku) się trzymacie przy książkach trudnych i bolesnych to dacie radę, ale łzę na pewno uronicie. Choćby nieświadomie.
Historia June i Jesse'a jest przepiękna. Dwójka młodych, chorych ludzi, którzy poznają się zupełnie przypadkiem i czują, że chcą być ze sobą na zawsze. W sumie... nie na zawsze, ale do końca ich dni. A te dni lecą nieubłaganie do przodu, uciekają przelewając się między palcami. Tillie Cole w tej prostej, ale pełnej bólu historii pokazuje, jak przemija życie. Jak szybko można kogoś stracić, przez chorobę, ale też przecież nie tylko przez nią. Pokazuje też, że jeżeli czujemy się czegoś pewni, to warto postawić wszystko na jedną kartę i zaryzykować. Przecież nikt nie wie, jaki będzie finał. A czas leci.
„Napisz mnie po swojemu” to mój must read. Jeżeli znacie książki Tillie, te delikatne to wiecie, czego się spodziewać i uwierzcie mi, dostaniecie dokładnie to, co myślicie. Jeżeli jednak nie mieliście okazji sprawdzić tych pozycji YA od autorki to zdecydowanie polecam. Tillie Cole jest jedną z niewielu autorek, które potrafią napisać zarówno mocny, ostry erotyk, jak i totalnie delikatną, wzruszającą opowieść.
Od teraz June i Jesse żyją w moim sercu za darmo razem z resztą bohaterów tych pięknych książek, jakie wyszły spod pióra Cole. Zdecydowanie i bardzo bardzo polecam.
*opis od wydawcy
