„Dom trzepoczących skrzydeł” - Olivia Wildenstein


Następca „Dworów”?

Myślę, że fanki Sarah J. Maas zaraz mnie zjedzą. Spokojnie. Nie uważam, że „Dom trzepoczących skrzydeł” jest lepszy, niż „Dwory”, choć ostatni tom Rhysanda i spółki jest dość toporny. Wydawnictwo Nowe Strony proponuje nam historię napisaną przez Olivię Wildenstein. Czy romantasy tej autorki warte jest przeczytania?

Uwolnij wrony, Fallon, a uczynią cię królową.

Dopóki wyrocznia nie przepowiedziała mi pełnienia królewskiej roli w przyszłości, nawet sobie nie wyobrażałam, że mogłabym wybić się ponad mój stan, który został wyznaczony przez zaokrąglone uszy. W końcu kimże jestem: pozbawioną magicznej mocy półkrwi Fae, kochaną przez potwory i pogardzaną przez każdego Fae czystej krwi. No może z wyjątkiem jednego…

Od naszego pierwszego pocałunku moje serce należało do Dantego Regio, księcia Luce. Jeśli zebranie żelaznych statuetek miałoby mi pomóc w pozbawieniu korony obecnego władcy i oddaniu jej jego bratu, który rządziłby ze mną u boku, to jestem gotowa wyruszyć na poszukiwanie skarbu.

Gdyby tylko wyrocznia ostrzegła mnie, że w ten sposób uwolnię skrzydlatego demona.
I że stanę się jego obsesją.*

„Dom trzepoczących skrzydeł” to pozycja, do której podchodziłam z dystansem. Odnosiłam dziwne wrażenie, że jest to historia mocno inspirowana wspomnianą wyżej Sarah J. Maas. Rzeczywistość okazała się nieco inna, a sama opowieść nie leżała koło „Dworów”. Zostałam wciągnięta w świat Fallon, choć sama bohaterka była wyjątkowo irytująca, a jej zachowania momentami były bez większego sensu.
Czy jestem w stanie to wybaczyć? Tak.
Dlaczego? Ponieważ fabuła wciąga i szybko pozwala zapomnieć o Fallon (choć jest główną postacią w książce).

Poznajemy innych bohaterów. Szkoda, że autorka nie poświęciła im więcej czasu w pierwszym tomie. Szczególnie pije tu do Dantego, którego jest jak na lekarstwo. Niemniej jednak całość klei się do siebie i jest naprawdę ciekawa.

„Dom trzepoczących skrzydeł” jest dość grubaśną książką, co wiąże się z jednym – powiewami nudy. Mimo że jesteśmy wciągnięci w ten świat i tak są tutaj fragmenty, które sprawiają, że ziewamy. Podczas lektury uznałam, że jest to dobry przerywnik na zrobienie kawy czy czegokolwiek innego, zatem te etapy książki uważam za udane przerwy podczas lektury.

Olivia Wildenstein stworzyła swój niepowtarzalny świat, który zabiera nas i Fallon w przygodę. Choć pierwszy tom ma kilka niedoróbek, nadal jest to historia, którą czyta się naprawdę dobrze i każdy jej minus można wykorzystać na plus. Przeczytam kolejne części, ale raczej nie będzie to już natychmiast. Mam sporo innych pozycji do przeczytania, które chce sprawdzić szybciej.

*opis ze strony wydawcy

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com