Wskoczyć na deskę, sięgnąć fal.
Allie Reynolds miałam okazję już poznać, przy „Rozgrywce”, która była naprawdę ciekawą pozycją. Wydawnictwo Albatros sięgnęło kolejny raz po tę autorkę i tym oto sposobem „Zatoka surferów” trafiła w moje ręce. Z mroźnych, śnieżnych gór wpadamy prosto w ciepłe fale, z deską surfingową pod pachą.
Trzy lata temu zapalona surferka Kenna Ward straciła dwie wielkie miłości. Po śmierci przez utonięcie jej chłopaka, Ward odłożyła deskę do surfowania i poprzysięgła sobie, że już nigdy więcej po nią nie sięgnie. Zostaje jednak zwabiona z powrotem na plażę, kiedy to jej przyjaciółka Mikki ogłasza nagłe zaręczyny ze swoim chłopakiem – Jackiem, którego Kenna jeszcze nie miała okazji poznać. Ward razem ze świeżo upieczonymi narzeczonymi udaje się do odległej australijskiej zatoki, wkraczając w niebezpieczny świat z dala od cywilizacji, gdzie najważniejsze są fale, dobra pogoda i prądy morskie. Choć Kenna broni się, jak tylko może przed ponownym wejściem na deskę, grupa zapaleńców, z która tutaj przyjechała kusi wejściem do wody. Ale nadmorski raj, ma również swoją ciemną stronę – jest gotów zabić, by utrzymać to miejsce w tajemnicy. Członkowie grupy zaczynają znikać jeden po drugim, a Kenna zaczyna sobie zdawać sprawę, że aby chronić przyjaciółkę, musi wejść w świat surferów, nie stając się jednocześnie ich ofiarą.
Imponujące fale, za które każdy surfer by zabił.
I sekrety, za które można zginąć.
„Zatoka surferów” to mroczny thriller, który od pierwszych stron budzi zainteresowanie, a kiedy przebrnie się przez dość długi, spokojny wstęp otrzymujemy wisienkę na torcie. I akcję. Rozdziały akcji. Nie ukrywam, że fabuła tej pozycji rozwiązana jest podobnie, jak w „Rozgrywce”. Zatem, jeżeli przyszło Wam już czytać poprzednią lekturę autorstwa Reynolds, tutaj będziecie czuli się, jakbyście wracali do dobrego znajomego.
Historia Kenny zaczyna się dość niewinnie. Przecież co złego może być w grupie ludzi, którzy lubią surfować. Czuć fale i bawić się nimi. Większość z nas stwierdzi, że powinni być nieszkodliwi. Cóż, w australijskim raju grupa zaczyna się budzić z uśpienia i Ward szybko zaczyna rozumieć, że potrafią manipulować na swoją modłę, aby innych wciągnąć w knowania, które mają w planach. Przyjaciółka dziewczyny też nie jest fanką znajomych narzeczonego, a całe te nagłe zaręczyny to jeden wielki przekręt.
Woda to żywioł, do którego trzeba mieć szacunek. Potrafi być łagodna, pozwalać się nią bawić, ale kiedy jest wściekła, sztormy potrafią zabić i sprawić, że nikt nas nie odnajdzie, nawet kiedy morska toń się uspokoi. „Zatoka surferów” to opowieść o miłości do surfingu, który mimo świetnej rozrywki okazuje się być zgubny. Głównie przez ludzi, którzy za sprawą autorki mącą nam w mózgach i końcem końców nie mamy zielonego pojęcia, jak ta książka się skończy.
Allie Reynolds świetnie bawi się naszymi umysłami podczas lektury. Aura mroczności jawi się tutaj już na początku, choć jest ona za plecami i czeka, aby wyjść na prowadzenie. W miarę czytania, zaczynamy podejrzewać każdego bohatera o złe czyny i sekrety, które potrafią zabić. A jakby tego było mało niepokój wzrasta z następnymi rozdziałami. I wiecie co? Tutaj nic nie jest pewne. Do ostatniego słowa „Zatoki surferów”.
„Zatoka surferów” to pozycja idealna na lato. Czytanie jej na plaży sprawi, że będziecie się bać wejść do wody. Jedyne co naprawdę mnie boli to miękka okładka, która gryzie się z „Rozgrywką” w twardej, z barwionymi brzegami oprawą. Niestety, wszystkiego mieć nie można. Historia Kenny to tajemnicza i mroczna opowieść, w której to nie morskie fale są zabójcze.