Boisz się?
Wydawnictwo Zysk i s-ka nie raz proponuje nam zbiory opowiadań. „Lśnienie w ciemności” powstało z okazji dwudziestolecia Lilja's library, czyli strony internetowej poświęconej Stephenowi Kingowi. Czy pozycja ta warta jest czytania?
„Lśnienie w ciemności” posiada wiele opowiadań, które do tej pory nie miały okazji ujrzeć światła dziennego, a niektóre powstały specjalnie do tej antologii. Najstarszym utworem, jaki znalazł się w książce jest „Mowne serce” autorstwa Edgara Allana Poe, najnowszym zaś „Koniec wszystkich rzeczy” Briana Keene. Oczywiście z racji, iż cała ta antologia powstała dla uczczenia dwudziestolecia strony o Stephenie Kingu, nie mogło zabraknąć samego mistrza gatunku, który tutaj występuje z „Niebieskim kompresorem”. Opowiadanie to pierwszy raz pojawia się właśnie tutaj. Niektóre z tych historii sprawią, że dostaniecie ciarek na plecach, przez inne poczujecie się niepewnie. Nie zabraknie też takich, które wzruszą czy rozbawią. Które z nich będzie Waszym ulubionym?
W tej pozycji otrzymujemy dwanaście opowiadań, każde o zupełnie innym klimacie i temacie przewodnim. I jak to w antologiach bywa, jedne z nich są lepsze, inne gorsze. Problem mam z tą antologią głównie z jednego powodu – mało w niej horroru. W dodatku, całość powstała na dwudziestolecie strony poświęconej Kingowi, a jeżeli mam być szczera to po przeczytaniu tych opowiadań zaczęłam się zastanawiać, co one mają wspolnego z mistrzem horroru. Wychodzi, że nic, a same historie zostały dobrane do książki dość losowo.
Niestety nie jestem przekonana do tego zbioru. Chyba jest to najsłabsza antologia, po jakie wydawnictwo Zysk i s-ka sięgnęło. Przez wszystkie te opowiadania przeszłam bez większych emocji, a w sumie to długo zbierałam się i do tej książki i do ponownego sięgania po nią, za każdym razem, kiedy robiłam przerwę. Szkoda.
„Lśnienie w ciemności” nie kupiło mnie. Opowiadania nie są rodem z horroru, a niektóre nawet przy mroku i grozie nie stały. Cała ta pozycja to zbieranina historii, które nie mają większego sensu z połączeniem okazji, na jaką powstała. Wygląda to tak, jakby redaktor złapał autorów opowiadań i kazał wyciągnąć z szuflady coś, co jeszcze nie wyszło, albo napisać coś na kolanie, aby było. Wielka szkoda, bo liczyłam na coś naprawdę dobrego, a wyszło zupełnie odwrotnie. Jedyne, co naprawdę podoba mi się w tej książce to okładka. Tutaj wydawnictwo Zysk i s-ka stanęło na wysokości zadania.