„Zaginięcie Stephanie Mailer” - Joel Dicker


Nadchodzi ciemna noc.

Wydawnictwo Albatros rozpieszcza mnie z Lisą Gardner, ale też otwiera na nowe kryminały. Joel Dicker to kolejny autor, który trafił na moją półkę z pozycją „Zaginięcie Stephanie Mailer”. Czy autor skradnie mi serce tak, jak autorka serii z detektyw D.D Warren?

Lipiec 1994. W dniu otwarcia festiwalu, na który zjeżdzają wielbiciele teatru z całych Stanów, miastem Orphea wstrząsa poczwórne zabójstwo. Ofiarami są miejscowy burmistrz, jego żona z synem i młoda kobieta, która przypadkowo znalazła się w ich domu. Młody detektyw policji stanowej Jesse Rosenberg, doprowadza do schwytania mordercy i znajduje solidne dowody, które przekonują przysięgłych do winy. Sprawa zostaje zamknięta.
Lipiec 2014. W dniu, kiedy Jesse ogłasza, że odchodzi z policji dziennikarka Stephanie Mailer zarzuca mu, że za tamto zabójstwo została oskarżona niewłaściwa osoba. Zaraz po tym kobietaq znika w tajemniczych okolicznościach. Jesse nie ma wyjścia. Zamin rozpocznie nowe życie, musi odpowiedzieć na kilka pytań, aby mieć czyste konto.
Co się stało ze Stephanie Mailer? Co właściwie odkryła?
Czy rzeczywiście miała rację i niewinny człowiek odsiaduje wyrok?

„Zaginięcie Stephanie Mailer” zaczęło się bardzo dobrze. Naprawdę byłam wciągnięta w tę historię. Jednak z każdym kolejnym przeskokiem w czasie, każdym kolejnym wątkiem, który nic nie wnosił do fabuły, a jedynie gmatwał całość zaczęłam czuć niechęć do kontynuuowania. Z racji tego, że postanowiłam zakończyć tę książkę, dosiadłam do niej raz, aby ją skończyć i nie ukrywam, przyszło mi to z trudem.

Odnoszę wrażenie, że autor chciał za dużo, za szybko i tym oto sposobem wyszła historia, która ogołocona ze wszystkich niepotrzebnych dodatków jest całkiem dobra. Ogołocona to słowo klucz, ponieważ „Zaginięcie Stephanie Mailer” jest książką, w której można się zgubić i to już w pierwszych stu stronach. I to właśnie było powodem, dla którego odłożyłam tę pozycję na długi czas, a kiedy do niej wróciłam moje odczucia nie zmieniły się ani trochę. Szkoda. Naprawdę szkoda.

Nie miałam okazji czytać żadnej innej książki od tego autora, ale jeżeli mam być z Wami szczera, to też nie zamierzam sięnąć po niego ponownie. Zmęczyłam się tą historią. Nie tylko fabułą i milionem wątków, ale też przesrysowanymi postaciami i sytuacjami w jakich biorą udział, językiem, jaki autor używa – raz jest bardzo urzędowy, innym razem zaś podwórkowy. Nic tu do siebie nie pasuje. Kompletnie nic.

„Zaginięcie Stephanie Mailer” to książka dla zatwardziałych fanów autora, którzy nie chcą przegapić żadnej historii spod pióra Dickera. Niestety autor nie zyskał mojego zainteresowania tą pozycją. Jeżeli na Waszych półkach stoją wszystkie pozycje Dickera to „Zaginięcie Stephanie Mailer” także powinno Wam się spodobać. Jeżeli jednak jak ja jesteście świeżakami w książkach tego autora to myślę, że możecie sobie podarować tę konkretną opowieść. Może warto spróbować z inną lekturą Dickera?

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com