Trup zaginiony.
„Gdzie są moje zwłoki” to książka, która przyciąga do siebie nie tylko okładką, ale przede wszystkim tytułem. Małgorzata Starosta poszła o krok dalej i w dość lekkiej komedii kryminalnej, wplotła bardzo ważny, historyczny temat. Czy cała ta mieszanka miała prawo się udać?
Jeremi Organek jest lekarzem medycyny sądowej. Kiedy ze stołu sekcyjnego znika ciało młodej kobiety, która wyglądem przypomina Marcina Zygmunta, mężczyzna zaczyna wątpić w swoje zdrowe zmysły. Tymczasem w istnienie złotowłosej rusałki nie wątpi Linda Miller, która postanawia rozwikłać zagadkę tajemniczej zguby. A jakby tego było mało, odnaleziony w gardle denatki przedmiot prowadzi do okrytego złą sławą szpitala w Mokrzeszowie.
Jakie tajemnice skrywa posępny budynek kojarzony z ogranizacją Lebensborn? Kto i dlaczego zadał sobie tyle trudu, aby zatrzeć ślady istnienia bezimiennych zwłok?
Czy rudowłosa dziewczyna i zawsze na czarno ubrany patolog będą w stanie rozwikłać tajemnice zagubionego trupa?
„Gdzie są moje zwłoki” to historia napisana przy współudziale czytelników. Jest to komedia kryminalna zagłębiająca mechanizmy hitlerowskiego źródła życia i poruszająca temat germanizacji polskich dzieci w trakcie drugiej wojny światowej. Nie da się ukryć, że pomysł na książkę był mocarny. Małgorzata Starosta musiała dobrze lawirować między zagadnieniami historycznymi, a komediowym klimatem, ponieważ granica między tymi tematami jest bardzo cienka. Jeden niewłaściwy opis i cała fabuła mogła okazać się jedną wielką klapą. Na szczęście w „Gdzie są moje zwłoki” wszystko się udało i muszę przyznać, że autorce należą się duże brawa, za tak dobrze napisaną pozycję.
Jeremi i Linda to para idealna. Ona cała na kolorowo, uśmiechnięta i bardzo pozytywna. On – ponury, słuchający ciężkiej muzyki i wyglądający, niczym wieczny żałobnik. Kontrast między tymi postaciami widoczny jest z daleka, ale to on sprawia, że cała ta historia nabiera barw i wyrazu.
Kiedy ta dwójka podejmuje się odkrycia tajemnicy zagubionych zwłok na własną rękę, równocześnie prowadzone jest oficjalne policyjne śledztwo. Oczywiście na jednym trupie cała sprawa nie może się skończyć i nasi bohaterowie szybko znajdują kolejnego nieboszczyka. Akcja nabiera tempa, a prawda znajduje się o wiele bliżej, niż Jeremi i Linda mogliby sobie wyobrazić.
Małgorzata Starosta lawiruje między wątkami. Cały czas podkręca nam piłki i bawi się zarówno czytelnikami, jak i postaciami, które próbują dowiedzieć się prawdy. Wszystko zaczyna się mieszać, plątać, a my ani trochę nie jesteśmy bliżej rozwiązania. Jakby tego było mało, wiele retrospekcji, jakie tu występują budują niepowtarzalny klimat. Miałam lekkie wątpliwości, czy aby na pewno autorka wie, co robi z połączeniem komedii kryminalnej z wątkiem, który jest bardzo poważny, ale teraz, po lekturze jestem zaskoczona, jak dobrze to wyszło.
„Gdzie są moje zwłoki” to historia, która bawi, kiedy bawić powinna i skłania do refleksji, kiedy te powinny nastąpić. Komedie kryminalne okazują się być nie tylko błahymi historyjkami, które za zadanie mają rozśmieszyć czytelnika i zafundować mu lekki dreszczyk emocji. „Gdzie są moje zwłoki” to opowieść, która miło mnie zaskoczyła. Jeżeli szukacie poruszającej książki, w której ironia i sarkazm idealnie współgrają z humorem, to musicie poznać Jeremiego i Lindę.