Mistrzostwo!
Nie podejrzewałam, że w moje ręce wpadnie komiks, który prześcignie „Dni Piasku”, „Pacjenta” czy „Dni, których jeszcze nie znamy”. „47 strun” zainteresował mnie nie tylko okładką, ale też opisem, a autora dobrze znam z komiksów, z których dwa wymieniłam wyżej. I w zasadzie nie byłoby w tym nic dziwnego, że jestem zaskoczona, iż Le Boucher po raz kolejny podniósł poprzeczkę, ale nie sądziłam, że uniesie ją AŻ TAK WYSOKO.
FABUŁA
Pewnego dnia, zmiennokształtna zakochuje się w młodym mężczyźnie o imieniu Ambroise. Spotkali się na prywatnej plaży, kiedy kobieta w czerwonych włosach wylegiwała się na swoim jachcie, a Ambroise postanowił zażyć kąpieli w wodzie. Tajemniczy chłopak, który zwrócił uwagę kobiety był wobec niej oziębły. Nie chciał rozmawiać, ani spoufalać się. Zmiennokształtna zaczęła myśleć jaką twarz musi przybrać, aby być zauważoną przez Ambroisea. Jaką twarz musi przybrać, aby być kochaną?
Nieświadomy obsesji, której stał się obiektem, Ambroise stara się zdobyć legitymację w orkiestrze, do której właśnie dołączył, jako harfista. Wtedy poznaje Francescę Forabosco – piosenkarkę, która postanowiła wziąć go pod swoje skrzydła. Ekscentryczna kobieta proponuje mu układ. Jeżeli chce zdobyć harfę swoich marzeń będzie musiał wykonać 47 wyzwań. Zadań, które Francesca wymyśli wedle własnego uznania.
OPRAWA GRAFICZNA
„47 strun” to komiks, którego okładka i twarda oprawa, a przede wszystkim grubość zwraca uwagę. Jest to księga na blisko czterysta stron pełna pięknych kadrów, które zatrzymują wzrok na dłużej. I podobnie, jak w poprzednich komiksach autorstwa Timothego Le Bouchera, także tutaj mamy nacisk na przekazanie historii za pomocą rysunków, nie zaś tekstu. O wizualnej zajebistości tego komiksu mogłabym pisać jeszcze długo, ale myślę, że najlepszym sposobem jest przekonać się samemu. „47 strun” to małe arcydzieło, które możemy mieć na prywatnej półce i sięgać po nie ile razy zapragniemy. Z tym, że jest to pierwszy tom, a drugiego na razie nie widać na horyzoncie. Och, przyjdzie cierpieć w oczekiwaniu na kontynuację.
OPINIA OGÓLNA
Po raz trzeci zostałam kupiona. Po raz trzeci Le Boucher podniósł poprzeczkę. Jak kiedyś trafi mi w ręce słaby komiks od tego grafika, to negatywną ocenę będę usprawiedliwiać tym, że wydawnictwo Non Stop Comics swoimi pozycjami podniosło poziom za wysoko. „47 strun” to pełen zmysłowości i namiętności, przesycony erotyzmem komiks, który zabiera nas w hipnotyczny wszechświat. Autor po raz kolejny zbudował thriller psychologiczny, który porusza temat obsesji i istot nie z tego świata. Według opisu jest to najbardziej ambitne dzieło Le Bouchera i muszę przyznać, że to prawda. Komiks posiada tak gęstą atmosferę, że jako człek, który za sobą ma całe mnóstwo erotyków i romansów poczułam się tutaj, jak pierwszoklasista w temacie. Fakt, od dawna twierdzę, że mężczyźni lepiej opisują miłość w książkach, ale nie przyszło mi do głowy, że powieść graficzna może wzbudzić we mnie tyle emocji. I to jeszcze jakich!
„47 strun” to mistrzostwo świata. Przysięgam. Uwielbiam tę historię i z niecierpliwością czekam na drugi tom. A Wy koniecznie musicie sięgnąć po tę księgę i zatopić się w opowieści młodego harfisty.