Wyczekiwana kontynuacja!
„Miasteczko Rotherweird” kupiło mnie swoją oryginalnością i drugi tom trylogii autorstwa Andrew Caldecotta nie mógł przejść bez echa na mojej półce. Czy druga część „Rotherweird” pobiła poprzedniczkę?
Rotherweird jest miastem, które od czterystu lat jest odseparowane od reszty Anglii, aby chronić śmiertelnie niebezpieczną tajemnicę. Budzący wiele wątpliwości i sekretów miliarder Veronal Slickstone nie żyje, a jego próba wykorzystania tajemnic miasteczka spaliła na panewce, pozostawiając Rotherweird w niepewności. Jakby tego było mało, zaczynają mnożyć się wróżby, które budzą niepokój w mieszkańcach. Pogrzeb miliardera dostarcza tajemniczego ostrzeżenia, przemawia starożytny portret, herold znika, a demokracja zagraża niełatwemu przymierzu między wsią, a miastem. Misternie upleciona intryga Geriona Wyntera, tworzona przez stulecia, jest już w ruchu, prowadząc do nieuchronnego. Wszystko wskazuje na jeden cel: wskrzeszenie mrocznej elżbietańskiej przeszłości miasteczka. Data zaś jest jedna – przesilenie letnie. Strzeżcie się! Wynter nadchodzi.
Długo przyszło nam czekać na „Powrót Wyntera”. Jednak, kiedy już wrócił to z wejściem smoka. Andrew Caldecott nie przygotował nikogo, powtarzam NIKOGO, na to, jak poprowadzi kolejną cześć trylogii. Od pierwszego rozdziału doznałam szoku i trwał on do samego końca. Pff, nie żeby ten koniec był przewidywalny. Mam wrażenie, że zabawa dopiero się zaczyna i tak naprawdę to trzeci tom nie tylko zmieli nas na papkę, ale też pozostawi za sobą wiele tajemnic, które nigdy nie zostaną rozwiązane.
Wracamy do dobrze znanego nam świata pełnego tajemnic i sekretów. „Powrót Wyntera” to historia, której nie da się wsadzić w ramy jednego gatunku. Mamu tutaj kryminał, thriller, fantastykę, a nawet nutkę historii. Wszystko to sprawia, że jest to wielowątkowa opowieść, która nie pozwala się nudzić nawet na sekundę. Swoją drogą, autor musi mieć ogromne pokłady wyobraźni, jeżeli był w stanie połączyć wszystko, co sobie założył w trylogii.
W drugiej części pojawia się bardzo dużo nowych postaci. Aby ogarnąć je wszystkie umysłem musimy się skupić, choć osobiście polecam rozpisanie sobie bohaterów. Każdy z nich jest oryginalny, napisany od zera, a jakby tego było mało, to mamy tutaj pełen kalejdoskop psychiki bohaterów. Uwierzcie mi, będziecie w szoku, że Caldecott nie zgubił się w tym, co pisał. I pamiętajcie, aby nie tracić skupienia, bo wtedy będziecie cofać się w fabule, aby ogarnąć co właśnie się wydarzyło.
„Powrót Wyntera” to soczysta pozycja, która pobudzi wyobraźnię i zmusi ją do pracy na najwyższych obrotach. Andrew Caldecott po raz kolejny zabiera nas w podróż pełną przygód i niebezpieczeństw czających się na każdym kroku. Strzeżcie się, bo przyjaciel może okazać się wrogiem. Jeżeli szukacie fantastyki, która da Wam wiele frajdy z rozwiązywania zagadek fabularnych to trylogia od Caldecotta jest idealnym kandydatem, po którego musicie sięgnąć.