„Władca Londynu” - Tillie Cole


Mistrzyni powraca!

Nie wiem, czy oglądaliście serial „Peaky Blinders”, ale jeżeli tak, to kiedy napiszę, że „Władca Londynu” jest książką bardzo podobną do motywów w serialu, będziecie wiedzieć, że warto po nią sięgnąć. Jeżeli zaś gangsterzy z Birmingham są Wam obcy to czytajcie dalej.

Cheska Harlow-Wright wiodła bogate życie, pełne luksusu i przywilejów. Drzwi londyńskiej socjety stały przed nią otworem, a każde życzenie było spełniane z efektem natychmiastowym. Nikt nie wiedział, że Cheska skrywała niegrzeczny sekret – fascynację mężczyzną, który zdecydowanie nie należał do dżentelmenów wartych jej ręki. Chłopakiem, którego owijała ciemność i zapach krwi.
Artur Adley jest szefem najbardziej przerażającej rodziny przestępczej w Londynie. Ze względu na kłopoty zdrowotne ojca, chłopak zmuszony był w młodym wieku przejąć stery całego gangu i zacząć podejmować decyzje, które wiele razy odbierały życie ludziom. Przez to, Arthur stał się mężczyzną bezwzględnym i zimnym, a jego serce było z kamienia. Nic, ani nikt nie jest w stanie ocieplić wizerunku Adleya, a on sam już dawno stracił nadzieję, że znajdzie osobę, którą pokocha. Lecz pewnego dnia Cheska staje na jego drodze ponownie, a ich spotkanie jest niczym uderzenie pioruna. Tym razem dziewczyna nie przychodzi z uniesioną głową. Jest przestraszona, zagubiona i załamana. Szybko też okazuje się, że jest w niebezpieczeństwie, a Adley postanawia pomóc dziewczynie, mimo że to właśnie ona jest jedyną rysą na jego nieprzeniknionej zbroi.

„Władca Londynu” to pozycja, która czytelników żądnych krwi zadowoli. No, ale nie oszukujmy się, przecież to Tillie Cole, a wiedząc, jakie autorka ma pióro, wiadomym jest fakt, że tutaj także dostaniemy historię pełną trupów, zemsty, krwi i miłości.

Choć mamy tu dwójkę głównych bohaterów, to Arthur jest tą postacią, która wybija się na tle innych. I żeby było jasne, nie piszę tego dlatego, że uwielbiam tego bohatera. Nie. Po prostu czytając tę książkę drugi raz, odniosłam wrażenie, że Tillie bardziej skupiła się na postaci Adleya, niż Harlow-Wright. Arthur to taki Thomas z „Peaky Blinders”. A w ogóle to pewnie zastanawiacie się dlaczego odnoszę się akurat do tego serialu? Otóż, kiedy pierwszy raz czytałam „Władcę Londynu” odniosłam wrażenie, że jestem właśnie w świecie Shelbych i już tak zostało. Momentami ta pozycja jest podobna do wspomnianego serialu, ale oczywiście to tylko takie dość luźne powiązania. Myślę, że jeżeli widzieliście serial to kiedy sięgniecie po książkę, sami dojdziecie do podobnych wniosków.

Oczywiście, że czekam na drugi tom. I kolejny też. Tillie Cole już dawno kupiła mnie swoim piórem i jestem wiernym fanem autorki, choć nie zawsze sięgam po jej książki od razu, jak wychodzą. Na Tillie Cole trzeba mieć nastrój, ponieważ jak nie wpadamy we wściekłość podczas lektury, to płaczemy rzewnymi łzami. No cóż... Tillie Cole jest jedną z niewielu autorek, które potrafią mnie ruszyć głębiej w serduszku.

„Władca Londynu” to historia o odrzuceniu i pomocy w potrzebie. Jest to opowieść o dwójce ludzi, którzy mogli mieć wszystko już dawno, ale postanowili zrezygnować z tego, co mogło przynieść im największe szczęście. Cheska i Arthur to postaci, których Tillie Cole nie oszczędza w swojej książce, co momentami wywołuje dramaturgię, ale nikt tak dobrze nie potrafi połączyć brutalności i krwi z miłością. Halo, fani Tillie Cole? Nowa książka czeka na przeczytanie.

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com