Ukojenie duszy.
Diane Setterfield rozkochała moje serce już przy pierwszej możliwej okazji, czyli książką „Była sobie rzeka”, którą w serii butikowej na polskie półki wydał Albatros. Swoją droga, całą serię butikową uważam ze jedne z piękniejszych pozycji, z dbałością o szczegóły i wygląd, a czytanie tych książek sprawia mi czystą radość. „Czarne skrzydła czasu” to kolejna powieść, która odkrywa przed nami tajemnicę i mrok, jakie u Setterfield spodziewałam się, choć i tak byłam zaskoczona.
Kiedy William Bellman był dzieckiem, aby zaimponować kolegom z podwórka, dopuścił się do nieprzemyślanego aktu okrucieństwa - strzałem z procy zabił kruka. Wybryk zyskał u kolegów aprobatę, choć cała gromada szybko zapomniała o tym, co zrobił w ferworze innych dziecięcych zabaw. Po latach, dorosły William założył rodzinę i dobre prosperujący biznes. Mogłoby się wydawać, że nic nie jest w stanie zniszczyć jego szczęścia. Ale tragedia lubi uderzać znienacka. Niczym kruk polujący na pożywienie. Śmierć zaczyna zabierać żniwo wśród krewnych Williama, a kiedy przy życiu pozostaje tylko jego jedyna i ukochana córka, mężczyzna wie, że jego szczęśliwa passa w życiu właśnie się skończyła. Chwytając się każdego możliwego środka ratunku, William postanawia wejść w spółkę z tajemniczym nieznajomym w czerni. Nie dość, że nie zna swojego wspólnika, to w dodatku ten proponuje mu założenie makabrycznego biznesu, na którym w zasadzie nikt nie może wyjść dobrze. Czy niewinna zabawa za dziecka, akt okrucieństwa i chęć popisania się przed rówieśnikami może rzucić cień na całe przyszłe życie?
Kiedy otwierałam „Czarne skrzydła czasu” wiedziałam, że Diane Setterfield po raz kolejny zabierze mnie w świat baśni. Otuli kokonem, który nie pozwoli mi wyjść, póki nie skończę całej powieści. Tak właśnie się stało! Historia Williama wciąga od pierwszego rozdziału i nie pozwala się oderwać, do samego końca.
Diane Setterfield potrafi grać na emocjach czytelnika. Podczas lektury „Czarnych skrzydeł czasu” całą sobą żyłam tą pozycją i kibicowałam Williamowi, kiedy tego potrzebował, a kiedy płakał, byłam smutna razem z nim. Jest to książka, która gdy głębiej okiem sięgnąć pokazuje odwzorowanie wielu ludzi, którzy chodzą po tym świecie. Bellman poświęca coraz więcej czasu na pracę i biznes. Dąży do perfekcji i staje się niewolnikiem własnej pracy i czasu. To zaś przekłada się na pieniądz, zatem można rzec, że William goni za pieniądzem, przekładając go ponad inne wartości. Dopiero, gdy wszystko zaczyna się walić, Bellman zaczyna zauważać, że tak naprawdę nic nie osiągnął, bo pieniądz nie ma żadnej wartości, kiedy bliscy wokół umierają, a ty możesz na to jedynie patrzeć.
Bardzo podobał mi się tajemniczy wspólnik, czyli Black. Jest to postać, która nadała pazura i mroku tej historii. Nie da się ukryć, że Black jest zwiastunem śmierci. Śmierci, która każdego z nas w końcu dogoni. Diane Setterfield pod osłoną tej książki, daje do myślenia czytelnikowi i zwraca uwagę, na to co jest naprawdę ważne. I nie, nie jest to mamona, za którą każdy z nas goni.
„Czarne skrzydła czasu” są pozycją leniwą. Fabuła toczy się powoli, nieśpiesznie. Historia przyciąga oko i nie daje się od siebie oderwać. Tajemniczość tej pozycji rośnie ze strony na stronę, a Diane Setterfield całość opowiada pięknym jeżykiem. Sięgając po „Czarne skrzydła czasu” miałam wrażenie, że sięgam po pewniaka, który na pewno sprawi, że poczuje wiele emocji i zostanę wciągnięta w wir opowieści. Tak właśnie było. Jeżeli jeszcze nie znacie Diane Setterfield to bardzo Wam polecam, z jeżeli czytaliście „Była sobie rzeka”, czyli pierwszą książkę tej autorki to „Czarne skrzydła czasu” także Wam się spodobają.