„Oświadczyny” - Julia Quinn


Ach ta Eloise.

Kiedy oglądałam „Bridgertonów” na Netflixie, w oko wpadła mi młodsza siostra Daphne – Eloise, której całe te przebieranki i bale były kulą u nogi. Dziewczyna miała ambicje rozpoczęcia nauk i studiowania, a książki dawały jej marną namiastkę tego, o czym marzyła.
Piąty tom serii od bestsellerowej Julli Quinn, którą wydawnictwo Zysk ponownie zaprasza na polskie półki jest właśnie o Elosie. Po lekturze tej pozycji jeszcze bardziej uwielbiam tę bohaterkę.

Miriam, kuzynka Elosie pewnego dnia wyszła nad jezioro, aby się w nim zanurzyć. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że była zima, a jezioro było całkowicie zimne. Jej mąż, sir Phillip uratował swoją żonę, jednak z powodu powikłań kobieta niestety umarła. Phillip został z dwójką dzieci i wiedział, że potrzebują one matki.
Pewnego dnia do rezydencji Phillipa przychodzi list z kondolencjami od Eloise Bridgerton. Mężczyzna postanawia odpisać dwudziestoośmioletniej kobiecie.
Z jednego listu, robi się więcej, a Elosie postanawia wyjechać z Londynu, na wieś. Do rezydencji sir Phillipa.
Ich pierwsza rozmowa nie należy do łatwych i lekkich, tym bardziej, że przeszkadzają też w niej dzieci Phillipa.
Eloise szybko zadomawia się u Phillipa, a po kilku mniejszych i większych sprzeczkach z dziećmi mężczyzny, oboje zaczynają rozumieć, że nie tylko pasują do siebie, ale też Phillip zauważa, że Eloise będzie idealną macochą dla jego bliźniąt, a żoną dla niego.

Czysta przyjemność – tak bym określiła tę pozycję.
Julia Quinn w historii Eloise pokazała moją ulubioną bohaterkę tak, jak chciałam ją zobczyć.
Eloise jako dwudziestoośmiolatka jest w towarzystwie starą panną, ale nie przejmuje się tym. Kiedy jedzie do Phillipa nie sądzi, że mężczyzna okaże się być idealnym kandydatem na męża dla niej. W dodatku inteligentne zagrywki Elosie wobec dzieci Phillipa i jej wewnętrzny spokój, kiedy inni są cali w nerwach to coś, co Daphne brakowało od samego początku.

Dlaczego porównuje Eloise do Daphne? Cóż, jeżeli mnie znacie to wiecie, że sięgam po książki w różnej kolejności. Po tom piąty całej serii sięgnęłam zaraz po pierwszym. A jakby tego było mało, to po skończeniu piątego, wzięłam tom czwarty. Stąd porównanie Eloise do Daphne.

Lady Whistledown w tym tomie już się nie pojawia, ale wszyscy, którzy czytali poprzednie cztery książki doskonale wiedzą dlaczego. Niemniej jednak dalej jest to historia, która wciąga i nie pozwala się oderwać.

Namiętność, jaką Julia Quinn zbudowała między Phillipem i Eloise jest wyczuwalna w każdej możliwej sytuacji, w której pojawia się ta dwójka bohaterów. A kiedy dochodzi do zbliżenia między nimi całe skumulowane uczucia, które się w nich kłębiły wybuchają z podwójną siłą. Muszę przyznać, że autorka ma wyczucie w opisach intymnych chwil swoich bohaterów i robi to ze smakiem. Do tego stopnia, że naprawdę przyjemnie się to czyta, a podczas lektury mimowolnie zwalniałam na tych momentach, aby delektować się tą chwilą.

„Oświadczyny” to historia, która spełniła moje oczekiwania wobec Eloise. Sir Phillip jest cichym i dokładnym mężczyzną, którego nasza marząca o nauce kobieta idealnie dopełnia. Dzieci, z poprzedniego małżeństwa są dla Eloise wyzwaniem, z którym całkiem dobrze sobie poradziła. A ja muszę przyznać, że mocno wkręciłam się w romanse historyczne i cieszę się, że wydawnictwo Zysk postanowiło odnowić tę serię w Polsce.

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com