Pracoholizm?
Do tej pory miałam okazję czytać tylko jedną książkę autorstwa Ady Tulińskiej. „Ja tu jestem szefem” jest drugą pozycją, po jaką sięgnęłam, głównie dlatego, że dawno nie czytałam romansu korporacyjnego, czy biurowego, jak inni wołają. Jak wyszło?
Diana nigdy nie musiała martwić się o pieniądze. Niestety, dziewczyna zostaje wyciągnięta z magicznej bańki i musi wydorośleć, a przede wszystkim skupić się na pracy. Aby zachować prawo do firmy babci, która zajmuje się produkcją cydru, Diana musi przejść szkolenie i wiedzieć, jak zarządzać całym interesem. I nie ma nikogo innego, kto nie nauczyłby Diany lepiej zarządzać firmą, jak dotychczasowy CEO. Problem w tym, że Nataniel jest wymagającym pracoholikiem, a Diana raczej należy do wyluzowanych i beztroskich osób. Już pierwszego dnia Diana i Nataniel nie przypadają sobie do gustu. Są z dwóch różnych światów, które nic ze sobą nie łączy. Dziewczyna nie posiada żadnych doświadczeń, czy kwalifikacji, a to, iż znajduje się w firmie jest związane tylko z pokrewieństwem z babcią. Mężczyzna nie zamierza Dianie niczego ułatwiać, zwłaszcza że wrodzony talent wnuczki królowej imperium alkoholowego do wpadania w kłopoty daje o sobie znać na każdym kroku.
Jak skończy się starcie pracoholika i marzycielki?
Chyba miałam nieco większe oczekiwania wobec tej książki. Na pewno chciałam się pośmiać, co niestety nie udało się zrobić podczas lektury „Ja tu jestem szefem”. Ogólnie historia Nataniela i Diany jest znośna. Nie jest to pozycja, która wybija się na tle romansów z tym motywem, ale nie jest to też zła pozycja, przy której można zasnąć. Zakwalifikowałabym ją po prostu do takich „poczytajek”.Przeczytać, jak ma się ochotę i zapomnieć.
Diana to, tak jak napisane jest w opisie roszczeniowa, bezmyślna i leniwa księżniczka, której wymagania są o wiele większe, niż to, co może w zamian dać. Generalnie nie polubiłam tej bohaterki i nie zrozumcie mnie źle, ja po prostu nie lubię takich postaci, które „srają wyżej, niż tyłek mają”. Obojętnie czy jest to ta pozycja, czy inna.
Co do Nataniela, no jak na CEO jest dla mnie za miękki. Z początku wydawał się być taki władczy i konkretny, ale z każdym rozdziałem miękł coraz bardziej przy Dianie, nawet jeżeli ta dosłownie nic nie robiła, albo robiła coś źle. Skoro Diana miała nauczyć się od Natana, jak prowadzić firmę to ten powinien od niej więcej wymagać. No cóż... nic takiego tu nie zauważyłam, a jak bohaterowie weszli w relacje bliższe, niż zawodowe to było już w zasadzie po wszystkim.
„Ja tu jestem szefem” to książka, która w żadnym stopniu mnie nie kupiła. Chciałam dostać naprawdę pikantny, ale jednocześnie konkretny romans biurowy, a dostałam coś na jego modłę, ale nie do końca udane. Niektóre sceny były pisane na siłę, a przez irytujących i miałkich bohaterów w ogóle nie wczułam się w fabułę i to, co ich spotyka. „Ja tu jestem szefem” pozostawię Wam do ocenienia, jeżeli się skusicie na tę lekturę. Osobiście, nie mogę Wam jej polecić, chyba że jesteście fanami powtarzalności.