Okiem na ekran: The Silent Sea


Więcej!

Kiedy zobaczyłam zwiastun „The Silent Sea” wiedziałam, że będzie będzie to serial, który nie tylko na pewno obejrzę, ale też będę nim zachwycona. No cóż..., dużo nie trzeba, aby przyciągnąć mnie przed ekran, choć utrzymać już trudniej. Ale wystarczy dać mi trochę kosmosu, astronautów i całej tej kosmicznej otoczki, a ja jestem pierwsza na fotelu z popcornem. „The Silent Sea” włączyłam, kiedy tylko wróciłam ze statku i wsiąkłam... na całą noc. Ale za to jaką! Było warto!

Ji-an Song w wyniku tajemniczego wypadku w tajnej bazie umiejscowionej na Księżycu straciła siostrę. Samotna badaczka żyje w świecie, w którym woda jest towarem deficytowym i zostaje wydzielana zgodnie ze statusem społecznym. Pewnego dnia Song otrzymuje propozycję wyjazdu. Nie byle jakiego wyjazdu, bowiem misja ma odbyć się w stacji badawczej na Księżycu Balhae. Tej, na której zginęła jej siostra i inni, którzy uczestniczyli w życiu stacji. Song mając na uwadze prywatne dochodzenie postanawia zgodzić się na wylot. Na konferencji z resztą załogi nie dowiaduje się nic więcej, poza tym, że ich zadaniem jest sprowadzić choć jedną próbkę z niebezpieczną substancja na naszą planetę. Ji-an z dystansem podchodzi do całej misji i wyjazdu, ale chęć poznania prawdy o śmierci siostry sprawia, że kobieta postanawia zgodzić się na udział.
Dwudziestoczterogodzinna wyprawa na Księżyc kończy się znacznie dłuższym pobytem, który może oznaczać drogę bez powrotu.


Jak wiecie jestem ostatnio nieco na fali koreańskich produkcji. „The Silent Sea” pod tym względem niektórym może przeszkadzać, ponieważ nie każdy lubi słuchać koreańskiego, ale też nie każdy czuje klimat tych seriali. Sezon pierwszy oglądałam z napisami, ponieważ lubię koreański, który wydaje mi się być śpiewnym językiem, a ponadto słyszałam, że lektor jest tragiczny – nie sprawdzałam.

Jeżu kolczasty, jakie to było dobre! Zdjęcia, muzyka, aktorzy odgrywający główne role, cały pomysł na fabułę. Wszystko tutaj do siebie idealnie pasuje, a oglądanie „The Silent Sea” jest niczym koncert w filharmonii. Osiem odcinków po godzinę każdy, a oglądając je czujemy, jakby trwały po dziesięć minut. Nie żałuję ani jednej godziny (z tych ośmiu), które poświęciłam na tę historię i przesiedziałam w łóżku klikając „następny odcinek” i „pomiń czołówkę”.


Nie będę się tu rozwodzić o fizyce kosmicznej w serialu, bo można wyciągnąć całkiem niezłe buble, ale wspomnę, że momentami bohaterowie zachowywali się, jakby nie lecieli na Księżyc, a na wycieczkę szkolną do miasta obok. To tak na marginesie, bo jak już to przełkniecie i przestaniecie o tym myśleć, to „The Silent Sea” będzie wchodzić, niczym nóż w masło.

Mam swojego ulubieńca, a jakże. Cokolwiek tutaj napiszę będzie to dla Was ogromnym spojlerem, także powstrzymam się. Rzucę tylko hasłem, że moja klątwa dalej nade mną wisi, a wtajemniczeni będą wiedzieć o co chodzi. A jeżeli oglądaliście „Squid Game” niektóre twarze mogą Wam wydać się znajome – i słusznie.

„The Silent Sea” to niewymagające kino. W pewnym momencie czujemy niepewność i dreszczyk strachu, ale nie jest to coś, przy czym trzeba się skupiać. Pomijając kwestie rozrywki, „The Silent Sea” porusza bardzo ważny temat ekologiczny. Brak wody sprawia, że podział społeczny pogłębia się, a przydziały wody nie wyglądają zachęcająco..., a są bardzo realne patrząc na naszą planetę. Do tego dochodzą osobiste dramaty, na które bohaterowie dostają swoje momenty w serialu. Jest tutaj jeszcze cała masa innych wątków, ale każdy jeden będzie spojlerem, dlatego powstrzymam się od wspominania o nich. Gdy sami będziecie oglądać, wtedy zrozumiecie o czym tutaj pisałam.

„The Silent Sea” nie ma potwierdzonego kolejnego sezonu, ale skrycie liczę, że go otrzymamy. Ostatni odcinek wzbudził wiele pytań, które kotłują się w mojej głowie do teraz i jestem bardzo ciekawa, jak twórcy zamierzają nam to wszystko wyjaśnić. A skoro dotarliście aż tutaj, to idźcie już oglądać „The Silent Sea” i nabijcie wyświetlenia, żeby Netlix zdecydował się na kolejny sezon.

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com