Duchy istnieją?
Z „The world of Lore” miałam tak, że cały czas chodziłam dookoła tej trylogii, ale nie miałam chwili, żeby zdecydować się na nią i w końcu do niej usiąść. W końcu jednak nadszedł ten czas i pierwszy tom „Lore” trafił w moje rączki, a ja zatopiłam się w książce..., której treści kompletnie się nie spodziewałam.
Mieszkają w cieniu, który jest tuż obok nas. Żyją w naszych umysłach, chociaż wcale ich tam nie zapraszaliśmy. Mówią o nich legendy, zabobony i przesądy, które choć nieprawdziwe dalej są przestrzegane i wspominane z pokolenia na pokolenie. Wilkołaki, wampiry, duchy, demony – wszystko to, choć wydaje się być nieprawdziwe, okazuje się być całkiem rzeczywiste.
Aaron Mahnke prowadzi nas przed odludne tereny Pine Barrens w New Jersey, zamieszkane przez osławionego diabła o czerwonych ślepiach, którego znają wszyscy mieszkańcy. Od najmłodszych do najstarszych. Wędrujemy przez cały świat i przekrój czasu, poznając lalki, które straszą i mordują, wioski nawiedzane przez gremliny, a przede wszystkim duchy, w które nikt nie wierzy, a wszyscy się ich boją. A prawda o zjawiskach paranormalnych nierzadko okazuje się być o wiele brutalniejsza, niż wymyślone fantazje.
Najlepsze to jest to..., że widząc to wielkie „LORE” na okładce, myślałam że to jest cały tytuł. Dlaczego? Bo wiecznie widziałam tę książkę kątem oka, zatem nie miałam się kiedy dobrze przyjrzeć, że to nie jest tytuł, a jedynie jego część. No cóż... teraz już wiem, dwa razy nie dam się nabrać.
Ciężko określić, czym dokładnie jest „The world of lore. Potworne Istoty”. Niby można to podciągnąć pod swoisty bestiariusz, ale nie do końca. Głównie dlatego, że nie opisuje skrótowo wszystkich bestii, jakie zna ten świat. I tak, zaraz możecie mi napisać, że przecież są trzy części. Są. Owszem. Ale jeżeli napisane są w takim samym stylu, jak pierwszy tom to i tak nie są w 100% bestiariuszami. Nie żeby mi to w ogóle przeszkadzało. Bo „Lore” to książka, która zaskakuje treścią na każdej stronie.
Choć serial „Supernatural” znam na pamięć, a tam jak wiecie (albo nie) opisują istoty z którymi mają okazję walczyć, nigdy nie wnikałam głębiej w całą genezę wampirów, wilkołaków, czy duchów. Jedynie co, to demony i opętania mnie ciekawiły, zatem kiedy w książce padło nazwisko Warren doskonale wiedziałam o kim mowa. Dlatego też „Lore” poprowadziło mnie za rączkę przez wszystkie historie, od których te istoty powstały i mają się dobrze do dziś dnia.
Podoba mi się, że wydawnictwo Zysk i s-ka nie zrezygnowało z okładek oryginalnych, które wszystkie razem są dość jednolite, ale wyglądają świetnie w komplecie. Jedynym minusem jest to, że pozycja reklamowana „z ilustracjami”, a tak naprawdę tych jest tutaj jak na lekarstwo. Nie liczę tych grafik, które rozpoczynają rozdziały, a dodatkowe, których naliczyłam może cztery. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach będzie więcej ilustracji, bo te, które są tutaj naprawdę przykuwają oko.
„The world of lore. Potworne istoty” to zdecydowanie pozycja, którą każdy miłośnik zjawisk paranormalnych powinien posiadać na półce. Jeżeli interesuje Was łamanie mitów i tłumaczenie zabobonów oraz nutka niepewności „czy to aby na pewno prawda?” to Aaron Mahnke na pewno sprawi, że wiele wieczorów będziecie mieć zajętych. Ach, i jeszcze jedno. Nie spieszcie się przeczytaniu tej lektury. Nie warto.