Intrygujące.
Muszę przyznać, że nie sądziłam, iż pod koniec 2021 roku trafi mi się książkowe zaskoczenie. Maddie Pawłowska i „Potwory pod moją skórą” to pozycja, którą rozpoczęłam ze sceptycyzmem, a skończyłam z zainteresowaniem.
Lana to kobieta, której życie w ciągu paru sekund zostało zniszczone. Kiedy umarła jej siostra, Lana zamknęła się w sobie, zerwała kontakt z rodziną i oddała procentom, które wraz z upojeniem przynosiły jej ukojenie. Dziewczyna, chcąc utrzymać się na wynajętym mieszkaniu wystawiła ogłoszenie, aby znaleźć współlokatora, który dołoży się do czynszu. Po wielu kandydatach, Lana znajduje Roberta, który od samego początku znajomości wydaje się być brutalnie szczery we wszystkim, co mówi i robi. Oboje szybko łapią wspólny kontakt, który głównie sprowadza się do słowa „alkohol”. Ich życia są pełne wzlotów i upadków, a wraz z każdym kolejnym dniem i rozmowami, okazuje się, że Robert wiele ukrywa.
Tymczasem w mieście zaczyna grasować zabójca Warszawski Diabeł, którego ofiary powiązane są z Laną i Robertem, a cień podejrzeń pada na współlokatora Lany.
Czy Robert jest Warszawskim Diabłem w seksownym wydaniu?
Co mężczyzna ukrywa?
Czy Lana będzie potrafiła odkryć prawdę?
„Potwory pod moją skórą” to książka, która absolutnie wyłamuje się z każdego możliwego gatunku. Jest to pozycja z pogranicza thrillera, kryminału, może trochę romansu, ale wszystkie te określenia są tak naprawdę bardzo ogólnikowe, w stosunku do tego, co serwuje nam autorka w swojej książce.
Tak, jak pisałam na początku, podchodziłam do tej lektury z dystansem. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, ani czy będzie to naprawdę dobre. Wsiąknęłam w tę opowieść od pierwszej strony, kiedy to już na starcie Maddie Pawłowska wprowadza nas w klimat, który budzi tajemnicę i wątpliwości o działaniach bohaterów.
Robert i Lana to postaci, które dopełniają się wzajemnie. On rozrywkowy, ona tylko trochę. On odważny, ona raczej niepewna radykalnych zachowań. Łączy ich miłość do alkoholu, dzięki któremu oboje zyskują spokój. A skoro mowa o spokoju, to choć powinnam wytłumaczyć Wam dlaczego ta pozycja ma tytuł, taki jaki ma, nie zrobię tego i pozostawię tę zagadkę do rozwiązania Wam, kiedy już sięgnięcie po tę książkę.
W towarzystwie głównych bohaterów przewija się bardzo dużo postaci pobocznych, pasujących do sytuacji. O dziwo, żadna z postaci nie podnosiła mi ciśnienia, ani nie sprawiła, że miałam ochotę ją po prostu zabić. Naprawdę, jest to jedna z nielicznych historii, kiedy moje myśli i dusza były spokojne.
„Potwory pod moją skórą” to bardzo dobra lektura, która odkrywa w człowieku to, co najgorsze i pokazuje to bez wybielania. Historia Roberta i Lany to opowieść o zagubionych duszach, które potrzebują wzajemnego wsparcia. Robert jest w stanie uleczyć Lanę, a Lana Roberta. Ich losy splotły się przez przypadek i brutalną szczerość, na którą Robert postawił w wywiadzie na współlokatora Lany. Warto jednak zapytać, czy ta szczerość była stuprocentowa. Cóż... nie wydaje mi się, a dlaczego? Będziecie musieli odkryć to sami. Zdecydowanie polecam tę pozycję, jeżeli szukacie czegoś nietuzinkowego i w pełni wciągającego.