Chcę więcej.
Generalnie, Kennedy Ryan jest dla mnie autorką, której nie mam dość. Lubię jej książki zarówno czytać pierwszy raz, jak i robić rereading. Kiedy czytałam Wasze opinie o serii „Obręcze”, którą wydało wydawnictwo Papierówka, cieszyłam się jak dziecko, że wszystkie trzy historie bardzo Wam się podobały i, że macie ochotę na więcej pozycji od tej autorki. Na całe szczęście wydawnictwo Papierówka słucha swoich czytelników i już teraz mamy pierwszy tom kolejnej trylogii od tej autorki.
Ale wróćmy do krótkiej nowelki „Świąteczne Obręcze”, które pozwalają się nam ponownie spotkać z dobrze znanymi bohaterami, a także poznać nowych.
Avery Hughes długo walczyła o swoją pozycję w dziennikarskim świecie. Wszystko to zostało obrócone w proch, kiedy podczas jednego z wywiadów z graczem NBA Deckerem MacKenzim, po przegranym meczu przydarzyła się nietypowa sytuacja, która od razu rzuciła na Avery złe światło. Kiedy kobieta rozmawiała z Deckerem, w pewnym momencie osunął mu się ręcznik, który miał na biodrach, co u kolegów Avery po fachu spowodowało krzywe komentarze.
Dziesięć lat później, kiedy Hughes osiągnęła w karierze dziennikarki bardzo dużo, sytuacja z szatni dalej odbija się echem w jej głowie. W dodatku, okazuje się, że jej ponowne spotkanie z MacKenzim widać na horyzoncie, a Avery po cichu liczyła, że nigdy więcej koszykarza nie spotka.
Czy Decker przełamie lody i zbliży się do Hughes na tyle, aby pomóc jej z demonami przeszłości, które prześladują dziewczynę każdego dnia?
„Świąteczne Obręcze” to historia dwójki bohaterów, która rozwija się bardzo szybko, a mimo tego jest niesamowicie przyjemna do czytania. Nie da się ukryć, że Avery i Decker mają swoje pięć minut i to pięć minut jest w dosłownym tego słowa znaczeniu. W tej krótkiej nowelce znajdują się też dodatkowe dwa opowiadania związane z Iris i Augustem, znanym z „Ryzykownego Rzutu” oraz Banner i Jaredem z „Zablokowanego rzutu”.
Jak wiecie, nie jestem fanem świątecznych historii, ale ta pozycja, podobnie jak parę innych jest dla mnie wyjątkiem. Po pierwsze nie ma tutaj iście świątecznego nastroju, który aż wypływa oczami podczas czytania. Nie ma słodkopierdzących Mikołajów, choinek i całego tego motywu, który zazwyczaj w książkach świątecznych się pojawia.
W pierwszym opowiadaniu ponownie skupiamy się na dość trudnym temacie, o którym nie będę pisać, aby Wam nie zepsuć radości z lektury, a motyw świąt przewija się tu w jednej piosence, co ani chwilę mnie nie drażniło.
Jeżeli chodzi o opowiadania to Kennedy Ryan nie daje odpocząć naszym bohaterom. Zarówno Iris z Augustem, jak i Banner z Jaredem mają problemy życia codziennego, które są bardzo realne. I ponownie wnikamy w ich życie i razem z nimi przejmujemy się tym, co ich spotyka.
Kennedy Ryan ma w swoim stylu pisania coś, co sprawia, że zawsze czuję się blisko postaci z jej historii i chce im pomóc w jakikolwiek sposób.
„Świąteczne Obręcze” to nowelka. I w zasadzie to jest jej największy i jedyny minus. Chciałabym, aby ta książka była dłuższa, abyśmy mogli żyć w tym świecie, w tej trylogii jeszcze choć odrobinę dłużej. Niestety wszystko, co dobre w końcu się kończy i tak oto właśnie seria „Obręcze” otrzymuje swój koniec.
Jeżeli pierwsze trzy tomy sprawiły, że odczuliście wszystkie możliwe emocje, które przechodziły od nienawiści do miłości to „Świąteczne Obręcze” będą dla Was świetnym dopełnieniem całości. Jeżeli zaś nie mieliście okazji czytać „Ryzykownego Rzutu” i następnych tomów, to nie wiem na co czekacie.