No nie wiem.
Dalej zastanawiam się, czy to wina tego, że nie jestem fanką książek z motywem świątecznym, czy może, że po prostu ta książka Anny Langner jest jedynie średniakiem. „Niegrzeczni chłopcy dają najlepsze prezenty” to pozycja, która nie zauroczyła mnie ani na moment. Ale może zacznę od początku.
Ginger jest urodzoną perfekcjonistką, która ma obsesję na punkcie świąt. Dziewczyna nauczona została przez zmarłą mamę, że wszystko w ten czas musi być dopracowane na ostatni guzik i po prostu idealne. Święta obchodzi w towarzystwie ojca i to głównie z tego powodu wszystkie przygotowania do świątecznej kolacji są na jej głowie. W tym roku grudzień ma wyglądać inaczej, niż zawsze. Do ich dwuosobowej rodziny dołączyć ma narzeczona ojca Ginger oraz jej syn Jason. Syn, o którym Ginger słyszała wiele, a żadna z tych rzeczy nie była pozytywna.
Już od pierwszego spotkania Ginger zaczyna rozumieć, że te święta ciężko będzie nazwać świętami. Ojciec dziewczyny zmienia wszystkie swoje plany dla nowej partnerki, a Ginger zostaje ze swoim nowym bratem sama w domu. Ale choćby nie wiem, jak złe informacje Ginger miała o Jasonie, dziewczyna wie, że nie będzie potrafiła mu się oprzeć. On zaś ani myśli jej ułatwiać.
A przy okazji przyjazdu do Huntley, Jason zamierza załatwić sprawę, którą stara się trzymać w sekrecie.
Kiedy zaczęłam czytać tę książkę miałam całkiem ciekawe domysły, jak autorka poprowadzi historię. Żaden z nich się nie sprawdził, przez co ubolewam, bo mam wrażenie, że naprawdę duży potencjał, jaki „Niegrzeczni chłopcy dają najlepsze prezenty” prezentowały został zdeptany.
Przez pierwsze rozdziały byłam zaciekawiona. Historia rozkręcała się powoli, ale konkretnie i naprawdę szykowałam się na wielki BUM, który nie tylko mnie zaskoczy, ale też sprawi, że będę tą pozycją zauroczona. Spojler: Nic takiego się nie wydarzyło. Gdybym miała graficznie opisać nową książkę Anny Langner to byłby to wykres pracy serca, które przestaje bić. Dobrze żarło na początku, a potem po prostu zdechło.
Nie ukrywam, że moja opinia może być spowodowana też tym, że po prostu nie lubię książek z motywem świąt. Po „Niegrzecznych chłopców” sięgnęłam z ciekawości, ponieważ ostatnie książki Anny Langner bardzo mi się podobały i myślałam, że autorka złamie moją niechęć. Nie złamała.
Swoją drogą, to nie wiem dlaczego ta pozycja ma taki długi tytuł. Totalnie nie wpada w ucho i nie kojarzy się książki z nim.
„Niegrzeczni chłopcy dają najlepsze prezenty” to historia, która znajdzie swoich zwolenników, ale też i przeciwników. Ja, wobec tej pozycji jestem obojętna, chociaż lekko przechylam się w stronę minusową. Moim zdaniem w tej książce zabrakło solidnego pieprzu, który sprawia, że potrawy są smaczniejsze. A żeby być bardziej świąteczną, posłużę się imieniem bohaterki tej książki, czyli Ginger, które w polskim tłumaczeniu jest imbirem. W „Niegrzeczni chłopcy dają najlepsze prezenty” tego imbiru zabrakło.