„W sanktuarium skrzydeł” - Marie Brennan


Mówią, że to koniec...

Rekomendacja na tyle okładki rzecze, że „W sanktuarium skrzydeł” to zakończenie pentalogii o przygodach Lady Trent. Goodreads przeczy temu zdaniu, bowiem można na nim dojrzeć szóstą część, która opowiadać ma o wnuczce Izabeli Trent, a jej tytuł w polskim tłumaczeniu powinien brzmieć „Przemienienie ciemności w światło”. Pytanie tylko, czy wydawnictwo Zysk i s-ka planuje wydać i tę część u nas w kraju? Ja bym chciała.

Po wielu latach przedzierania się przez męskie docinki o byciu badaczką smoków, Izabela Trent w końcu zyskała pozycję, jakiej zawsze pragnęła. Kobieta mając prawie czterdzieści lat ustabilizowała swoje życie i w zasadzie czuje się spełniona zarówno, jako kobieta, jak i badaczka. Wszystko jednak wywraca się do góry nogami, kiedy to przypadkowy mężczyzna, który pojawia się na seminarium jej męża obwieszcza, że spotkał szczątki nieznanego dotąd smoka. Pokusa poznania prawdy i dowiedzenia się czegoś nowego jest dla Lady Trent niczym tlen, dlatego kobieta postanawia po raz kolejny udać się w wymagające góry Mrtyahaimy, gdzie podobno znajduje się drugi okaz tegoż smoka. Zanim jednak Lady Trent wyruszy, musi przebyć trudną i żmudną drogę przez politykę i administrację, która wymagana jest do kolejnej ekspedycji.
Trudna wędrówka w górę, prosto na najwyższy szczyt wrogiej Scirlandii okaże się być najważniejszą podróżą, jaką Lady Trent odbyła w swoim życiu i jaką uwieczni w pamiętnikach, które po niej zostaną.

Zacznę może od tego, jak bardzo nie ogarnęłam życia podczas czytania ostatniego tomu. Prawda ma się tak, że byłam święcie przekonana, że czytam czwarty tom serii. Nawet na goodreads zaznaczyłam czytanie czwartego tomu... wprawdzie podczas lektury „W sanktuarium skrzydeł” parę rzeczy mi nie grało, ale myślałam że minęło parę lat od ostatniej ekspedycji, więc może też dużo zmieniło się w życiu Lady Trent. Otóż nie... to ja pomyliłam tomy i czytałam piąty, zamiast czwarty. I piąty skończyłam, zanim zrozumiałam, że to ostatnia cześć.
No dobrze... już wystarczająco się ze mnie pośmialiście. Przejdźmy do samej książki.

„W sanktuarium skrzydeł” to świetny i zaskakujący finał całego cyklu o przygodach Lady Trent. Nie ukrywam, że jak do tej pory nie zdarzało mi się wstrzymywanie powietrza podczas lektury poprzednich tomów, tutaj sprawa ma się inaczej. Parę razy wstrzymałam oddech, bo autorka potrafiła mnie po tak długim czasie zaskoczyć. To, co Marie Brennan poczyniła w ostatnim tomie sprawiło, że jeszcze ciężej jest mi się rozstać z tą serią ( pomińmy fakt, że teraz czytam czwarty tom).

Razem z Izabelą dorastaliśmy przez wszystkie tomy „Pamiętników Lady Trent” i poznawaliśmy poszczególne gatunki legendarnych smoków. Muszę Wam się przyznać, że przyzwyczaiłam się do tych podróży z badaczką i, kiedy już zorientowałam się, że zamknęłam piąty tom w moim sercu pojawiła się jakaś dziwna pustka, która jeszcze nie zniknęła. Niepozorna „Historia naturalna smoków”, która rozkręcała się z tomu na tom, kończy się z prawdziwym przytupem, a także sukcesem Izabeli w jej marzeniu, które napędzało ją do pracy i kolejnych ekspedycji.

Marie Brennan nie zapomniała też o Jacobie, który podobnie jak mama udał się w fascynującą podróż na nieznane wody i został badaczem oceanów. Miło było dowiedzieć się, jak potoczyły się losy potomka Izabeli, której przygoda była najlepszą z możliwych. W najodważniejszych myślach nie miałam w głowie tego, co „W sanktuarium skrzydeł” nam proponuje. Nie chcę Wam zdradzić za dużo, bo ten tom warty jest samodzielnego przeczytania, ale z tego miejsca mogę napisać, że naprawdę warto!

Jeżeli poprzednie tomy „Pamiętników Lady Trent” podobały Wam się tak bardzo, jak mi i czekaliście z niecierpliwością na ostatnią część to „W sanktuarium skrzydeł” nie zawiedzie Was swoją fabułą i uporem Izabeli, który wszyscy dobrze znamy. Bardzo, ale to bardzo polecam Wam zarówno ten tom, jak i cały cykl autorstwa Marie Brennan.

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com