„Neon Genesis Evangelion – Anima” - Hiroyuki Utatane & IkutoYamashita (1-2)


Light novelki lepsze od mangi?

Przyznam się szczerze, że choć wielu fanów japońskiej kultury doskonale zna „Evangeliona”, ja nie miałam jeszcze okazji sięgnąć po tę historię. Wydawnictwo J.P. Fantastica poza mangą, wydało także light novel z tego świata i to właśnie po nie pokusiłam się najpierw. Oczywiście, jak to zwykle u mnie bywa, najpierw biorę i czytam, a potem ogarniam, że wszystko robię w odwrotnej kolejności. No, ale mniejsza z tym.

Projekt Dopełnienia Ludzkości został powstrzymany z sukcesem. Agencja NERV przemianowana została na NERV Japan, a dowodzenie nad nią objeła Miasato Katsuragi. Siedemnastoletni piloci Evangelionów czekają w gotowości, na każde niebezpieczeństwo, a szczególnie na ataki Aniołów. Jednak nie tylko Anioły są zagrożeniem. Jedna z kopii Rei Ayanami wymyka się spod kontroli i zaczyna siać zniszczenie. Shinji próbuje opanować sytuację za sterami jednostki 01, ale zbuntowany klon nie zamierza poddać się bez walki. Po jednej interwencji, szybko rozpoczyna się większa bitwa. Gigant Armaros zagraża Ziemii, a jakby tego było mało jest on wyposażony we Włócznie Longinusa. Piloci próbują zapobiec katastrofie, ale zbuntowany klon Rei nie ułatwia im zadania, porywając Misato. Podczas jednej z walk Shinji staje naprzeciwko białego Evangeliona, który pilotowany jest przez znajomą twarz.
Czy Shinji i jego przyjaciele będą w stanie uratować świat po raz kolejny, czy tym razem przewidziana jest dla nich sromotna klęska?

Tak, jak wspominałam na początku, nie miałam okazji poznać „Neon Genesis Evangelion” wcześniej. Light novelki wzięłam, jako pierwsze, bo w zasadzie są one jak typowe książki, tylko w mniejszym formacie. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, iż wpadnę w tak ogromy wir akcji.

Zaczynając od początku, nie ukrywam że nieco zgubiłam się przy bohaterach. Podejrzewam, że sama jestem sobie winna, bo warto było sięgnąć najpierw po mangę, ale teraz już za późno.
Autorzy nie przedstawiają nam bohaterów, rzucają imionami na prawo i lewo i w zasadzie jedyne co na pierwszy ogień ogarnęłam to to, że są oni pilotami wielkich robotów, zwanych jak w tytule – evangelionami.

Niemniej jednak wsiąkłam w tę historię. Wkręciłam się w nią całkowicie i oba tomy przeczytałam w jeden dzień. Lubię każdego rodzaju science-fiction, a jak jest ono połączone z Transformers to już w ogóle jestem kupiona. Jedyne, czego naprawdę mi tu brakowało, to większej kreacji postaci, z którymi staramy się ratować planetę Ziemię, przed ostatecznym zniszczeniem. To właśnie z tego powodu nie odczułam sympatii do bohaterów, byli mi bardzo obojętni. Szkoda.

Nowelki „Neon Genesis Evangelion” na pewno są ciekawym dopełnieniem mangi i anime, jeżeli mieliście z tymi styczność. Jako ciekawostka, na przeczytanie bez znajomości mang... wydaje mi się, że są dobrym wyborem tylko dla niektórych osób, szczególnie tych, którzy lubią sci-fi. Nie ukrywam, że zostałam zaciekawiona tą historią i zamierzam sięgnąć po mangę, aby być może w końcu poznać lepiej bohaterów i genezę Evangelionów.

Za tomiki do opinii dziękuję wydawnictwu J.P. Fantastica

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com