To czekanie mnie dobija.
„Plunderer” to manga, która wciągnęła mnie od pierwszego tomiku. Czekanie na każdy kolejny było, niczym czekanie na deszcz na pustyni. Kiedy sięgnęłam po kolejne cztery części tej serii, obiecałam sobie, że będę dawkować czytanie, że będę czytać powoli. Ta, powoli. A w oku jedzie mi czołg.
FABUŁA
Nasi bohaterowie dalej są w przeszłości. Wojna Porzuconych rozpoczyna się, a jej celem jest zredukowanie liczby ludzkości, aby racje żywnościowe mogły starczyć dla każdego. Szkoła zmienia się w piekło, a uczniowie wpadają w panikę i szukają pomocy. Czerwony Baron „Blitzkrieg” budzi się do życia. Rihito zaczyna siać popłoch na polu bitwy, jednak bez trupów. W końcu należy do Armii, która nie zabija. Ale czy na pewno?
Przed Rihito misja z największym wrogiem, jakie może posiadać. Który z nich wygra pojedynek?
W końcu nasi bohaterowie wracają do teraźniejszości i wydawać by się mogło, że teraz czas na odpoczynek. Nic bardziej mylnego! Poza lekkim relaksem, między Rihito, a Hiną budzi się uczucie, które obiecane zostało trzysta lat temu. Rihito nie jest jednak przekonany, co do łączenia się z Hiną w parę, a ma ku temu obawy ważne przemyślenia. Jednak Hina zna przeszłość Czerwonego Barona i wie o nim wszystko, co ukrywał. Wie także to, co powiedziała jej matka przed śmiercią. Wychodzi na to, że wybaczenie przychodzi łatwiej, niż Rihito mógłby się spodziewać, czy jednak on sam będzie potrafił sobie wybaczyć? Nie ma jednak czasu na romanse i flirty, bowiem walka dalej jest nieskończona. W grę wchodzą najważniejsze przedmioty – artefakty, które dają władzę nad światem.
Kierunek stolica Alcji!
OPRAWA GRAFICZNA
Kolejne tomiki nie odstają od poprzednich. Utrzymane w jednym tomie obwoluty świetnie do siebie pasują, a w środku manga także mi się podoba. No i oczywiście muszę wspomnieć o małej ilości tekstów w dymkach, co dla mnie ponownie jest plusem. Minusem „Plunderera” jest to, że te tomiki są zwyczajnie za cienkie. Człowiek myśli, że kupił sobie z czterdzieści pięć minut czasu z przyjemną historią, a tu raptem pół godziny i ni ma wincyj!
OPINIA OGÓLNA
„Plunderera” będę Wam cały czas polecać! To już dziesięć tomików, a manga ani trochę mi się nie znudziła. Ba! Chce więcej! Cały czas chce więcej. Czasami przez głowę przechodzą mi myśli, że trzeba było czekać do ostatniego tomu i wziąć wszystko naraz, ale z drugiej strony te męczarnie w oczekiwaniu też są wynagradzane. Historia Suu Minazuki to coś zupełnie nowego, sam pomysł z licznikami, o którym wspominałam wiele razy jest czymś wyśmienitym, czymś co niejako sprawia, że chce mi się dalsze losy bohaterów tej mangi poznawać i patrzeć, co będzie z ich liczbami.
„Plunderer” to manga, która według mnie jest jedną z lepszych mang, jakie miałam okazję ostatnio czytać. Dawno nie czekałam na kolejne tomiki z takim zniecierpliwieniem. Fani shounenów będą się czuli tutaj, jak w raju. Musicie poznać tę serię!
Za tomiki dziękuję wydawnictwu Waneko