Zapraszam nad Morze Czarne.
Sięgnięcie po „Bułgarską Córkę” było dla mnie eksperymentem. Miałam okazję czytać wcześniej książki od wydawnictwa Feniks, jednak Dagmara Durmanova jest dla mnie zupełnie nową autorką. A raczej była, bo debiut autorki już za mną.
Nina Dimitrova jest właścicielką sieci hoteli w Polsce i za granicą. Choć rodzina kobiety jest w Bułgarii wpływowa, pewnego dnia Nina stwierdziła, że nie chce mieć z nimi nic wspólnego i chce zbudować swój interes sama, od podstaw. Głównie po to, aby nikt nie zarzucił jej, że „tatuś pomógł osiągnąć sukces”. Kiedy interesy idą lepiej, niż dobrze, Nina i tak czuje się obserwowana, a każdy nowy mężczyzna w jej otoczeniu jest w kręgu podejrzanych. Pewnego dnia Nina zostaje podstępem sprowadzona do rodzinnej Bułgarii, w której musi stanąć na czele narkotykowego kartelu. Dimitrova chcąc nie chcąc wchodzi w szeregu bułgarskiej mafii, a jej życie wywraca się do góry nogami.
Szybko okazuje się, że kobieta musi odnaleźć szczęście w kraju, którego nienawidzi całym sercem.
A przy okazji nauczyć się ufać mężczyznom, którym normalnie nigdy by nie zaufała.
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona „Bułgarską Córką”, ale zanim przejdę do konkretów, chciałam zwrócić Waszą uwagę na okładkę do tej pozycji, bo była ona pierwszą rzeczą, która sprawiła, że zostałam zaciekawiona. W końcu mamy UBRANĄ kobietę siedzącą na fotelu, który ma symbolizować tron. Symbolizować silną, bezkompromisową szefową, która potrafi być zarówno ostra, jak i łagodna. Okładka do „Bułgarskiej Córki” idealnie odwzorowuje to, jaka jest Nina Dimitrova w środku książki.
A skoro już o tym mowa. Wiecie, że uwielbiam babki z przysłowiowymi jajami. Dimitrova jest postacią właśnie taką! Już od pierwszego rozdziału mi się podobała, bo potrafiła znaleźć ludzkie serce w tym zewnętrznym z kamienia. Bohaterka książki Dagmanry Durmanovej ma twardy tyłek i twarde serce, ale kiedy trzeba szybko staje się empatyczna. Świat, w który została rzucona wprawdzie nie daje jej wielu szans na bycie delikatną, niemniej jednak autorka naprawdę dobrze, a przede wszystkim konsekwentnie pokazała zmiany w Ninie z twardej szefowej, po kochającą córkę i partnerkę.
Podoba mi się to, że choć „Bułgarska Córka” ponownie zabiera nas w motywy mafijne, nie mamy tutaj nudnej i oklepanej mafii włoskiej czy amerykańskiej, a właśnie bułgarską. Jest to zawsze coś innego, tym bardziej, że Dagmara Durmanova zrobiła ze swoich bohaterów prawdziwych Bułgarów, łącznie z imionami. Może się to Wam wydać śmieszne, że o tym wspominam, ale mnie osobiście drażnią Amerykanie w rzekomo prawdziwej włoskiej mafii. Powtarzam, prawdziwej.
„Bułgarska Córka” mi się podobała. Autorka nie ma litości dla bohaterów swojej historii, a Nina... cóż, wydaje mi się, że choć przeszła już wiele, będzie musiała przejść jeszcze więcej. Niemniej jednak jest bohaterką, o którą się nie boję, bo doskonale wiem, że da sobie radę. Czekam na drugą część i mam nadzieję, że Dimitrova nie zmieni się w ciepłą kluchę, a okładka ponownie będzie władcza (jakkolwiek to dla Was brzmi). „Bułgarską Córkę” polecam!