Co dalej?
Nie tak dawno temu na blogu pojawiła się opinia pierwszego tomu serii „Tir Alainn” od Anne Bishop, czyli „Filary Świata”. Pisałam wtedy, że na pewno sięgnę po drugi tom i w zasadzie nastąpiło to chwilę po skończeniu pierwszej części. „Światło i cienie” to najnowszy tom trylogii, który wydany został w listopadzie w Polsce przez wydawnictwo Initium.
Czy na autorkę padła „klątwa drugiego tomu”?
Po wielkiej rzezi wiedźm, Fae którzy powinni chronić dalekich krewnych przed złem całego świata, robili co tylko chcieli i skutecznie ignorowali wszystkie wołania o pomoc. W wioskach po wschodniej stronie po raz kolejny zaczynają się gromadzić mroczne i pełne mocy cienie, które ponownie zaczynają zagrażać każdej żyjącej wiedźmie, kobiecie lub Fae. Czoła złej mocy mogą stawić tylko trzy osoby; Bard, Muza i Zbieraczka i to właśnie w ich rękach leży bezpieczeństwo całego świata i wielu istot. Choć Aiden nie wydaje się być zadowolony z obrotu spraw, wie że dalsza ignorancja i czekanie sprawią, iż świat pogrąży się w cieniu. Chcąc nie chcąc zabiera ze sobą swoją ukochaną Lyrrę – Muzę i udają się w podróż pełną niebezpieczeństw i zagrożeń.
„Filary świata” skończyły się tak, że byłam ciekawa, jak autorka poprowadzi dalsze losy bohaterów swojej serii. W „Światło i cienie” mimo wielu wcześniejszych ostrzeżeń o czarnych płaszczach, kolejne wiedźmy dalej giną, a wraz z nimi Tir Alainn rozpada się coraz bardziej. Kawałek, po kawałeczku. Byłam zaskoczona, bo w drugim tomie autorka przedstawiła nam zupełnie nowych bohaterów, którzy udają się na zachód, aby poszukać sprzymierzeńców przed wielką walką z cieniami. Ari, która była jedną z głównych bohaterek w pierwszym tomie jest tutaj naprawdę mało i zastanawiam się, czy w trzecim wszyscy razem się przypadkiem nie spotkają.
Akcja płynie wartko, zagrożeń z chwili na chwilę robi się coraz więcej, a przekonanie Fae do pomocy jest jak rzucanie grochem o ścianę. Są zbyt dumni, aby interesowały ich takie sprawy.
Nie ukrywam, że historia Barda, Muzy i Zbieraczki podobała mi się bardziej, niż pierwszy tom. Działo się tutaj więcej i być może znaczenie ma też to, że nie podchodziłam już z taką rezerwą do tej autorki, jak to miało miejsce podczas pierwszego tomu.
ALE!
Jest jeden bardzo duży minus w tym tomie, który szybko zaczął mi przeszkadzać. Seks.
Ja rozumiem, że w fantastyce musi być nutka romansu i jakieś zbliżenia, bo inaczej szybko by te książki ginęły w nudzie. Niemniej jednak w drugim tomie serii „Tir Alainn” seksu między bohaterami jest zwyczajnie za dużo. Nawet mi, osobie, która jak wiecie czyta dużo erotyków i romansów, zaczęło to w pewnym momencie przeszkadzać. Miałam wrażenie, jakby Anne Bishop chciała odwrócić moją uwagę od fabuły książki właśnie seksem.
Cóż, teraz po trzeci tom będę ponownie sięgać z rezerwą, której przed tym tomem nie miałam.
Swoją drogą, aż dziw, że „Światło i cienie” pisała kobieta. W książce jest całe mnóstwo dialogów i opisów o dominacji mężczyzn nad kobietami i o uległości tych drugich. No i jeszcze słynne więzidło, aby kobiety nauczyły się milczeć i posłusznie słuchać mężczyzn. Nie piszę, że jest to złe, bo taki świat wymyśliła sobie Anne Bishop, ale według mnie jest to co najmniej dziwne, że akurat kobieta pisze książki z takimi motywami.
„Światło i cienie” to taki średniak. Na pewno plusa dam za bohaterów i ich przygodę, bo to mi się zdecydowanie najbardziej podobało w całej pozycji. Minusa dam za wątki seksualne, których jest za dużo. Drugi tom podobał mi się mniej, niż pierwszy, ale czuję się zaciekawiona końcem historii w trzeciej części. No i na koniec, muszę dopisać, że po raz kolejny wydawnictwo Initium zdecydowało się na świetną okładkę, która jest o wiele lepsza od oryginalnej.
Za książkę do opinii dziękuję wydawnictwu Initium.