Hm...
Znalazłam chwilę, między przygotowywaniem się do nowego dodatku w World of Warcraft, aby przeczytać najnowszą książkę, wydaną przez wydawnictwo Insignis, która dzieje się właśnie w uniwersum wyżej wspomnianej gry. Zanim zabrałam się za tę książkę sięgnęłam do Goodreads Madeleine Roux. Cóż... autorka nie ma wysokich ocen za książki, które napisała, a o „Przebudzeniu Cieni” słyszałam rożne opinie. Większość z nich była negatywna.
Sylwana Bieżyświat zdradziła i porzuciła Hordę, której niegdyś przysięgała służyć. Kiedy Sylwana skrywa się w cieniu, szykując kolejny atak, Horda próbuje dojść do porozumienia z Przymierzem, aby zjednoczyć siły przeciwko Sylwanie. Nie jest to jednak łatwe, gdyż Horda stoi na rozdrożu. Wódz został zastąpiony Radą, która podejmuje się ważnego zadania, zjednoczenia Hordy, jak i pokonania Sylwany. Do Rady dołącza królowa Zandalarów – księżniczka Talanji, na która podczas spotkania Rady zostaje przypuszczony zamach, co wywołuje jeszcze większą wątpliwość w szeregach Hordy. Rada na czele z Thrallem wybiera młodego szamana – Zekhana, który ma udać się za księżniczką Talanji i chronić ją, nawet za cenę własnego życia przed niebezpieczeństwami.
Tymczasem Sylwana nie spoczywa na laurach i wysyła Nathanosa i Sirę, aby zabili bóstwo trolli – Bansamdiego.
Czy Zekhan z Talanji zdążą uratować loa przed poplecznikami Mrocznej Pani?
Smutno mi to pisać, ale „Przebudzenie Cieni” jest najsłabszą książką z uniwersum World of Warcraft, jaką do tej pory miałam okazje czytać. Niestety, ale już sam goodreads autorki pokazał, że nie jest ona wybitną pisarką i znalazło to potwierdzenie właśnie w tej pozycji.
„Przebudzenie Cieni” opiera się na aktualnym dodatku do gry, czyli „Battle of Azeroth”. W zasadzie to książka była wstępem do dodatku w grze, która miała wprowadzić nas w nowy świat i fabułę. Przyznam szczerze, że nie poczułam magii WoWa w tej książce, bo niestety same postaci wzięte z gry nie czynią książki pozycją z uniwersum.
Od początku mamy całą masę informacji, przez którą trzeba się dosłownie przekopać oraz, których nie pamięta się chwilę później. W „Przebudzeniu Cieni” pojawiają się nowe krainy, rasy i postaci, w których Czytelnik nie będący na bieżąco z grą zwyczajnie się pogubi. Cała fabuła jest opisywana oczami dziewiątki bohaterów i muszę przyznać, że Roux choć zamysł miała dobry, zgubiła się w nim już na samym początku. Nie uniosła tego, co sobie zaplanowała. Bohaterowie są nijacy i zasadniczo to czyta się tę książkę ot tak... żeby przeczytać.
Znając dobrze grę World of Warcraft oraz bohaterów, którzy wiodą w niej prym i ciągną fabułę, miałam wrażenie, że „Przebudzenie Cieni” to książka pisana na siłę. Bo trzeba było coś wydać (oczywiście mówię tu o zagranicy) z WoWa. Blizzard wybrał palcem Roux, a ta napisała książkę.
W pewnej chwili myślałam, że to wina tłumacza. Bowiem tęskno mi za pracą Pani Dominiki Repeczko, ale chcąc sprawdzić, sięgnęłam po oryginalną wersję tej pozycji na czytniku i wyszło, że to nie tłumacz tu zawalił, a sama autorka.
„Przebudzenie Cieni” to książka dla fanów gry. Typowych fanów, którzy mają za sobą wiele godzin w świecie gry i interesują się każdą nowinką, jaką serwuje nam Blizzard. Gdybym czytała tę pozycję przed „Battle of Azeroth” myślę, że byłabym zdezorientowana tym, co otrzymałam. Teraz, kiedy czekam na „Shadowlands”, a „BoA” przeszłam siedem razy, uważam że „Przebudzenie Cieni” jest po prostu nudne. Nic więcej.
Za książkę do opinii dziękuję wydawnictwu Insignis.