Środkowy z braci De Vincent.
„Gabriel” od pierwszego tomu serii „De Vincent” nie był moim ulubieńcem. Długo podchodziłam do jego historii, bo nie miałam za bardzo na nią ochoty. Przemogłam się jednak, bo po drugim tomie, czekał na mnie trzeci. Trzeci o bracie, na którego czekałam z niecierpliwością.
Nicolette Besson nie sądziła, że przyjdzie jej wrócić do rezydencji de Vincentów w Luizjanie, skąd wyniosła niemiłe wspomnienia. Los jednak chciał, aby kobieta dała sobie i Gabrielowi kolejną szansę i Nikki po raz kolejny stanęła u progu posiadłości de Vincentów, aby pracować tutaj, jako pokojówka.
Sama praca nie była dla Besson wyzwaniem. Dziewczyna zrobiłaby wszystko, aby zastąpić swoją chorą mamę i pozwolić rodzicielce odpoczywać. Problemem był jednak Gabriel de Vincent, który kilkanaście lat wcześniej złamał Nikki serce, którego do tej pory nie potrafiła skleić.
Kiedy Nikki spotyka Gabriela czuje się dziwnie, ale jej zdziwienie jest niczym w porównaniu do zdziwienia Gabriela. Mężczyzna pamiętał Nikki, jako dziewczynę młodą i rozstrzepaną. Z tamtych wspomnień jedyne co pozostało imię i nazwisko Besson. Nicolette przez lata zmieniła się, wydoroślała i wypiękniała.
Uczucia środkowego de Vincenta widząc swoją dawną przyjaciółkę zapłonęły.
Chociaż chyba raczej po prostu ponownie się obudziły.
„Gabriel” był dla mnie ciężką książką. Muszę przyznać, że miałam nosa do tej pozycji i doskonale wiedziałam, dlaczego nie miałam ochoty jej czytać.
Środkowy brat de Vincent okazał się artystyczną duszą, która przy okazji jest bardzo niezdecydowana.
Zarówno Gabriel, jak i Nicolette krążyli dookoła siebie przez większość książki, a ta zabawa w kotka i myszkę po pewnym czasie zwyczajnie mi się znudziła.
Jennifer L'Armentrout bardzo dobrze poprowadziła wątki poboczne w tej pozycji. Dostajemy odpowiedzi na pytania, które pojawiają się wraz ze skończeniem pierwszego tomu, ale też stawiamy nowe znaki zapytania, na wydarzenia, które mają miejsce w tej pozycji.
Miło wrócić do Lucyfera i jego ukochanej, którzy w „Gabrielu” pojawiają się dość często, ale postacią na którą najbardziej czekałam podczas tej lektury był najstarszy brat Devilin. Co więcej, po skończeniu „Gabriela” upewniłam się w fakcie, że to właśnie najstarszy brat jest moim ulubieńcem z całej serii.
„Gabriel” to książka dla osób, które lubią spokojne i ciepłe lektury. Jak wiecie, nie należę do takowych osób i to pewnie dlatego ten wyciszony drugi tom serii „De Vincent” okazał się być dla mnie nużący. Nie napiszę, że ta pozycja jest zła, bo to nieprawda. Po prostu porównując
„Lucyfera” i „Gabriela” stwierdzam, że w pierwszym tomie działo się znacznie więcej. Autorka skupiła się na wątku całej rodziny de Vincent, a nie na miłości Lucyfera i Julii, co książce wyszło na plus. Tutaj jest całkiem odwrotnie. Ciągle krążymy z Gabryśkiem i Nikki, jak planety dookoła Słońca i przez długi czas nic z tego krążenia nie wynika.
„Gabriel” to książka, którą po prostu trzeba przeczytać, jeżeli chce się iść dalej, ale jeżeli jesteście fanami ostrzejszych klimatów to przy tej lekturze będziecie nieco zawiedzeni.
Za książkę do opinii dziękuję wydawnictwu FILIA.