Pies kudłaty.
„Zew Krwi” to film, który znalazłam przypadkiem. I kiedy już miałam z niego zrezygnować zobaczyłam, że gra tam Harrison Ford, a cała historia pisana jest na podstawie książki Jacka Londona „Biały Kieł”, którą bardzo miło wspominam.
Kupiona zarówno głównym aktorem, jak i inspiracją książkową zasiadłam do filmu, aby przekonać się, czy „Zew Krwi” warty jest obejrzenia.
Buck był ulubieńcem swojego pana. Miał wszystko, czego psu potrzeba do szczęścia, ale przez brak wychowania, czasami psuł swoim właścicielom plany.
Pewnej nocy Buck, śpiący za karę na patio przed domem został zabrany z domu i wywieziony hen daleko.
Nie wiedział dokąd jedzie, ani po co tam jedzie, a kiedy jego stopy stanęły na pewnym lądzie okazało się, że jest na pokrytej śniegiem Alasce.
Pies szybko trafił do psiego zaprzęgu, który rozwoził listy do najbardziej odludnych miejsc na Alasce.
Jego spotkanie z Johnem Thorntonem okazało się być krótkie, ale pamiętliwe i Buck wiedział, że pewnego dnia spotkają się z Johnem ponownie.
A kiedy to nastąpi, zacznie się prawdziwa przygoda.
Moje uczucia, co do tego filmu są mieszane. „Zew Krwi” to na pewno ciekawy film, który można oglądnąć z rodziną, ale jeżeli mam być szczera, to są lepsze ekranizacje do wyboru. Nie będę tutaj oryginalna, kiedy napiszę, ze z Harrisonem Fordem polecałabym po prostu klasycznego „Indianę Jonesa”, który mimo wieku dalej jest serią kultową i wciągającą od pierwszego kadru.
Bolą mnie efekty CGI, a w sumie to Buck i inne psy, występujące w filmie, które w owym CGI zostały wykonane. Wiadomym jest fakt, że prawdziwe czworonogi byłyby zdecydowanie lepsze, chociaż po oglądnięciu całego filmu zrozumiałam, dlaczego psy są komputerowe.
Aczkolwiek, jak tak teraz sobie o tym myślę, to przecież mogli na te parę scen zastąpić prawdziwego Bucka, tym komputerowym. Może byłoby to lepsze, może nie. Niemniej jednak ten CGI Buck bardzo mnie raził przez prawie cały film.
„Zew Krwi” to dwie godziny oglądania, z czego pierwsza godzina to wprowadzenie do całego filmu i poznanie Bucka, który przechodzi w swoim życiu dziwny etap. Pies szybko staje się dziki w śniegach Alaski i zaczyna szukać swojego prawdziwego „ja”. Kiedy razem z Johnem udają się na długą wyprawę, zarówno w Bucku, jak i w Thorntonie widać zmiany.
Na lepsze, na gorsze? Myślę, że musicie ocenić to sami.
Warto wspomnieć, że podobnie, jak w książce Jacka Londona, Chris Sanders umieścił naszych bohaterów na Alasce, kiedy trwa gorączka złota. Pokazując kontrast między pewnymi bogaczami, którym wiecznie mało pieniędzy, a Thorntonem, który nie pragnie bogactwa możemy szybko spostrzec, jak złoto wyciąga prawdę o człowieku.
A przy okazji, możemy też zauważyć nieunikniony postęp technologiczny, który niszczy przyrodę oraz coś zupełnie odwrotnego od naszego miejskiego życia – swojskość, harmonię i prosty żywot w zgodzie z naturą.
„Zew Krwi” okazał się luźną adaptacją „Białego Kła”. Postać Thorntona została mocno zmieniona, a czworonożni przyjaciele, dzięki efektom potrafią wyrazić swoim pyskiem więcej, niż prawdziwy pies. Niemniej jest to film, który wraz z rozpoczęciem drugiej godziny oglądania zaczyna się robić przyjemny i wciągający. Poznajemy dwa podobne charaktery, które szukają samych siebie. Mamy okazję zobaczyć prawdziwą walkę o przyjaciela oraz dziwną przyjaźń, która jest bardziej partnerstwem.
Choć film ma w minusy i drugi raz nie zamierzam go oglądać, to końcem końców ostatnią jego godzinę spędziłam bardzo przyjemnie. Zatem, kiedy już odpalicie „Zew Krwi” i przełkniecie tę gorzką pigułkę pierwszej godziny filmu, to możecie rozsiąść się wygodnie i z przyjemnością dokończyć tę ekranizację.
„Zew Krwi” to opowieść o sile i harcie ducha. Walce o przetrwanie kolejnego dnia, a przede wszystkim o głębokiej samotności. Buck to pies z duchem mężczyzny, który będzie walczył o przyjaciół do ostatniej kropli krwi. A kiedy przyjdzie na niego czas, odejdzie w stronę lasu, którego wołanie słyszy każdego dnia.
Wszystkie zdjęcia pochodzą z serwisu IMDb