Czyżbym tak szybko znalazła odkrycie roku 2020?
Robert Jordan i ja mijaliśmy się przez bardzo długi czas. Głównie dlatego, że nie miałam czasu, na czytanie grubaśnych tomów, które napisał w serii „Koło czasu”. „Wojownik Altaii” był pozycją, która w końcu skusiła mnie do sięgnięcia po tego autora, bo jest nieco krótsza, niż wspominana wyżej seria.
A jak zaczęłam... to przepadłam.
Lord Wulfgar jest wodzem jednej z gromad barbarzyńskiego plemienia Altaii. Plemię to para się koczowniczym trybem życia, przy okazji dokonując rabunków na innych, których spotkają na swojej drodze. Są prawdziwymi nomadami i nie usiedzą w jednym miejscu dłużej, niż moment, a ten moment to zazwyczaj targ, gdzie mogą sprzedać rzeczy, które posiadają na sprzedaż. Razem ze swoimi ludzmi Wulfgar pewnego dnia przybywa do Lanty, aby poinformować Bliźniacze Królowe, że chcą jedynie prowadzić handel i nie szukają żadnych afer, prowadzących do bójek.
Spotkanie w pałacu Królowych nie idzie jednak tak, jak Wulfgar by sobie tego życzył, a przez wizję jednej z akolitek, mężczyzna dowiaduje się, że będzie musiał stoczyć jedną z najważniejszych bitew w swoim życiu.
Jeżeli odniesie zwycięstwo zasiądzie na tronie Lanty, jako król.
„Wojownik Altaii” pochłonął mnie od pierwszej strony.
Już na samym początku zauważyłam, że Robert Jordan ma talent do składania słów w zdania, które zmieniają się w strony, które czyta się coraz szybciej i szybciej, a od książki nie można się oderwać do samego końca. I tak oto, skróciłam Wam opis, jak wyglądało moje czytanie „Wojownika Altaii”.
Nie jest to książka, typowo fantastyczna, chociaż magii i czarów w niej nie brakuje. Mamy tutaj przepięknie, plastycznie i niesamowicie dobrze wykonane wizualnie walki między bohaterami. Walki, które widziałam w głowie, jakbym sama była jedną z ludu Wulfgara. Dawno żadna książka nie działała tak na moją wyobraźnię.
W „Wojowniku Altaii” zakochałam się do tego stopnia, że kiedy ledwo skończyłam historię Wulfgara, od razu zamówiłam wszystkie trzy tomy „Koła Świata”. Trzeba będzie przeprosić się z grubymi książkami i w końcu usiąść do tego cyklu, aby zobaczyć, czy jest on tak samo dobry, jak ta pojedyncza pozycja.
Robert Jordan kupił mnie swoim piórem i pomysłem na historię. Pokazał, że nie potrzeba w książce opisów zbliżeń między bohaterami, aby chemia zaistniała, która mimo wszystko nie jest najważniejsza w całej historii. W dodatku opisy potyczek, o których już wspominałam są po prostu fantastyczne i wkręcają nas w ten świat jeszcze bardziej.
Wulfgar to bohater honorowy, który swoje plemię stawia na pierwszym miejscu i zawsze patrzy na jego dobro. To niesamowicie silny bohater, któremu nie brak odwagi.
Przed całą historią mamy krótkie posłowie, w którym możemy się dowiedzieć, że „Wojownik Altaii” został napisany w raptem trzynaście dni, a czekał na wydanie czterdzieści lat. Wiecie co?
Jak Jordan w trzynaście dni potrafi napisać TAKĄ książkę, to aż boję się, co dzieje się w „Kole Czasu”. Ale niedługo na pewno dam Wam o tym znać i chyba oficjalnie mogę stwierdzić, że Robert Jordan jest moim odkryciem 2020 roku.
Za książkę do opinii dziękuję