„STAR WARS: Thrawn. Sojusze” - Timothy Zahn


Wielki admirał powraca, ale nie sam.


Czy tego sławnego Chissa trzeba komuś przedstawiać? „Thrawn” od dawna ma swoją opinię na blogu, a dzisiaj chciałam Was zaprosić do poznania „Sojuszy:, w których Thrawn ponownie gra pierwsze skrzypce. 

Kiedy Imperator Palpatine zawołał do siebie Thrawna, ten nie sądził, że spotka też Lorda Vadera przed obliczem Imperatora. A tym bardziej nie sądził, że przyjdzie mu pracować z Vaderem. 
Oboje mają udać się na planetę Batuu, gdzie Imperator wyczuł zakłócenie w Mocy. 
Wszystko byłoby idealne, gdyby nie to, że Vader z Thrawnem nie zgadzają się w wielu kwestiach, głównie politycznych. Palpatine znający prawdę o dwójce swoich najlepszych żołnierzy wie, że to nie pierwszy raz, kiedy Vader i Thrawn będą współpracować.
Wybierając akurat tę dwójkę do tej misji, Imperator kieruje się swoją wiedzą, o której ani lord, ani admirał nie mają pojęcia. 
Bowiem wiele lat temu ścieżki Anakina Skywalkera oraz oficera Dynastii Chissów komandora Mitth'raw'nuruodo spotkały się. Wtedy jednak ich misja była całkiem inna, niż teraz. 
Thrawn i Vader jako sojusznicy trafiają na planetę, na której kiedyś walczyli, a powodzenie rozkazu od Palpatine'a zależy tylko i wyłącznie od ich wzajemnego zaufania. 


„- I co mu odpowiedziałeś?

- Odpowiedziałem mu tak samo, jak odpowiem teraz tobie – odparł Thrawn. - Jestem wojownikiem. Wojownik może dokonać odwrotu, ale nigdy nie ucieka. Może się zaczaić w zasadzce, ale się nie kryje. Może doświadczyć zwycięstwa lub ponieść klęskę. Nie przestaje jednak przy tym służyć.”


Zacznijmy od tego, że jak zobaczyłam imię „Anakin”, a potem co gorsze „Padme” to skrzywiłam się, jakbym wypiła skisłe mleko. Boże, jak ja nie lubię tych postaci i mimo że przeczytałam wiele książek gdzie się one pojawiają, to dalej mam odruch wymiotny. 
Ale później zobaczyłam w książce słowa klucze, czyli „Vader” i „Thrawn” i mi przeszło. 
„Sojusze” to pozycja, która może się albo podobać, albo nie i nie ma nic pomiędzy. 

Timothy Zahn napisał wiele pozycji dziejących się w uniwersum stworzonym przez George'a Lucasa. Lubię czytać historie przez niego napisane, bo zawsze czuję się w świecie „Gwiezdnych Wojen” podczas lektury. W „Sojuszach” też tak było, tylko że czasami cały ten czar znikał.
A kiedy?
Nie będę tutaj oryginalna i napiszę: kiedy widziałam dwa strategiczne imiona, o których pisałam wyżej. 

Ja wiem, ja rozumiem, że chodziło o pokazanie dwóch wątków. W jednym miał być młody Thrawn, który współpracuje z Anakinem pomagając mu uratować Padme, a w drugim miał być dorosły, dojrzały admirał, który działa z Vaderem. Okej, łapie to. Ale mimo wszystko, ten wątek nazwijmy to „z przeszłości” jest w tej pozycji bardzo słabo rozwinięty. 
Generalnie to cały czas się zastanawiam, po co pojawiła się w tej książce Padme, która więcej udawała, że coś robi, niż rzeczywiście robiła. Jakby to był wątek męsko-męski „Sojusze” byłyby naprawdę niezłą książką. 

Ale za to muszę oddać, że wątek „teraźniejszości” został poprowadzony dobrze. Zarówno przed Vadrem, jak i Thrawnem, Palpatine postawił trudne zadanie. I nie chodzi tu o misję na Batuu. Chodzi o współpracę i wzajemne zaufanie między dwójką jego najlepszych ludzi. Muszę przyznać, że to właśnie ten wątek, kiedy oboje udają się na Batuu i są już o wiele dojrzalsi i bardziej doświadczeni, był dla mnie w „Sojuszach” najlepszy. 

„Thrawn. Sojusze” to książka, która ma potencjał, ale czegoś zabrakło. Przeczytałam ją w kilka godzin, chociaż jak wspominałam wątek Anakina i Padme drażnił mnie niemiłosiernie. No, ale wiecie... nie można być fanem Star Wars i nie czytać książek z tego uniwersum. Są pozycje lepsze, gorsze, ale to dalej Star Warsy. 

Za książkę do opinii dziękuję

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com